Dawno nie było w telewizji takiego serialu jak „Mr. Robot” – produkcji, która zmusza do zwracania uwagi na każdy szczegół i zachęca fanów do snucia wielorakich teorii na temat tego, co w tej historii się, u licha, dzieje. Oczywiście przez ostatnie 2 miesiące widzów nurtowało jedno podstawowe pytanie: czy tytułowy bohater jest prawdziwy, czy też nie? Dostaliśmy na nie wreszcie jednoznaczną odpowiedź, a brawo mogą bić sobie ci, którzy stawiali na tę drugą opcję. Punkty bonusowe dla tych, którzy wyłapali, że w poprzednich odcinkach Pan Robot zwracał się do Elliota jak do syna, i wywnioskowali, że protagonista widzi halucynację swojego ojca. Zahacza to o motyw rodem z opery mydlanej? Być może troszkę, ale poprowadzony i przedstawiony był tak genialnie, że kupujemy go w całości. Pierwszych 8 odcinków charakteryzowało się tym, że my szukaliśmy odpowiedzi na wiele pytań razem z Elliotem. Tym razem mamy przewagę – jako swoisty mroczny pasażer bohatera znamy prawdę (znów powraca temat burzenia czwartej ściany), a bolesne zderzenie z rzeczywistością dopiero przed nim. Wszystko zaczyna się od świetnego nostalgicznego otwarcia, w którym cofamy się do lat 90., kiedy to Christian Slater był przez pewien czas na topie. Tu prowadzi sklep komputerowy i zabiera syna na „Pulp Fiction”. To te momenty dzieciństwa, które Elliot wspomina ciepło. Niestety nie było ich zbyt wiele. Wszystko potem szybko zaczęło się rozpadać – zarówno w jego życiu, jak i umyśle. Kończymy na cmentarzu, gdzie Alderson w końcu zdaje sobie sprawę, że to on jest Panem Robotem (Rami Malek jest z każdym kolejnym odcinkiem coraz lepszy). To symbolizuje zarazem nowy początek w serialu, który teraz będzie musiał przenieść punkt ciężkości na inne kluczowe wątki. [video-browser playlist="744113" suggest=""] Zresztą więcej było w tym odcinku zwieńczeń i restartów. Psychopatyczny Tyrell upadł na dno i odwrócili się od niego niemal wszyscy. Nawet żona przestała w niego wierzyć i postawiła okrutne ultimatum. Gdzie bohater szuka ratunku? U Elliota, który po raz pierwszy od dawna myśli trzeźwo i jest nastawiony na jeden cel – zniszczenie Evil Corp. Wprost rewelacyjne było wejście mężczyzn do salonu gier przy akompaniamencie akustycznej wersji piosenki „Where Is My Mind” zespołu Pixies, co było pięknym hołdem dla filmu „Fight Club” i cudownym podsumowaniem motywu rozdwojenia jaźni Aldersona. Wellick pyta się też, dlaczego protagonista rozpoczął swoją krucjatę. "Aby uratować świat" - odpowiada Elliot. Swój własny, osobisty świat, gdzie żyje jeszcze jego ojciec, którego tak bardzo chciał odtworzyć. Plan ataku na potężną korporację jest więc nadal w toku, ale oczywiście prędzej czy później bohaterowie natrafią na komplikacje. Jedną z nich może być Angela, która – o ironio – może niedługo rozpocząć pracę w miejscu, w którym podjęto decyzję, aby otruć jej matkę i wielu innych ludzi. To dobry pomysł, bo byłoby miło wejść do paszczy lwa. Na razie Evil Corp to odpowiednik jednowymiarowego złoczyńcy – twórcy mogliby zaserwować nam bliższe spojrzenie na firmę i jej włodarzy. „Mr. Robot” to naprawdę fascynujący i niekonwencjonalny serial - od fabuły aż po sposób realizacji (już pisaliśmy, że zdjęcia są tu nieziemskie i niezwykle klimatyczne). Przed nami pozostał finał, a potem długie oczekiwanie na kolejny sezon.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj