Czwarta odsłona Mr. Robota zaczyna się od trzęsienia Ziemi, bo od śmierci jednej z głównych postaci w produkcji, Angeli. Dalej jednak napięcie tylko wzrasta. Elliot chce raz na zawsze rozprawić się z Dark Army. W tym celu kontaktuje się z prawnikiem, którego klientem jest White Rose, liderka chińskiej grupy. Dzieje się tak, ponieważ Alderson obrał sobie na cel serce organizacji, czyli jej pieniądze. Jednak wkrótce plan bohatera wchodzi w rejony, które grożą, że Elliot bardzo szybko pożegna się z tym światem, nie kończąc swojej wendetty. Twórcy nie bawią się z nami w tym 1. odcinku w mozolne budowanie napięcia. Po prostu zwalają nam je na głowę, uderzają kijem narracji prosto w potylicę, a my możemy tylko im przyklasnąć. Sam Esmail niczym Alfred Hitchcock w swoich filmach zaczyna od prawdziwej bomby, a potem jest już tylko lepiej. Scena, w której zostaje zamordowana Angela, zapewne wzbudzi wśród widzów skrajne emocje. Lubiłem tę postać, jej wątek wydawał się jeszcze niewyczerpany i trochę nie mogę się pogodzić, że scenarzyści urwali jej historię od razu na początku. Jednak jeśli spojrzeć na to z perspektywy całego odcinka, to wydarzenie doskonale zbudowało fundamenty pod rozwój innych wątków, w tym głównego. Angela była nieobecna na ekranie przez praktycznie cały epizod, ale scenarzyści fantastycznie użyli aury tej postaci do spajania całej misternej mozaiki narracyjnej. Zapewne Angela zostanie wykorzystana w formie retrospekcji, aby Portia Doubleday mogła zaprezentować się fanom. Jednak nie zmienia to faktu, że sposób, w jaki ten silny cios z początku odcinka twórcy wykorzystali do poprowadzenia reszty historii, to najwyższa klasa scenopisarska.  Szczerze zastanawiałem się, w jaki sposób zostanie wykorzystana na ekranie ta symbioza Mr. Robota i Elliota, kiedy obydwaj stanowią już bardzo zgrany zespół. I muszę przyznać scenarzyści potrafili sprawić, że Rami Malek i Christian Slater dali popis swoich aktorskich umiejętności, bez poczucia, że któryś z nich znajduje się w tle. Dwie gwiazdy serialu bardzo dobrze współgrają ze sobą, tworząc ciekawy duet, który nadal chce się oglądać. Jednak twórcy wprowadzili również bardzo ciekawą modyfikację do dynamiki ich relacji, co bardzo dobrze pomogło ją jeszcze zgłębić. Chodzi mi tutaj o woltę, w której to Elliot tym razem jest tym silnym, trochę apatycznym i oschłym człowiekiem czynu, a Mr. Robot stał się bardziej emocjonalną stroną tej samej monety. To świetnie dopełnia charaktery dwóch oblicz bohatera, przez co mam wrażenie, że panowie nabrali wobec siebie znacznie bardziej autonomicznego charakteru. To jednak nie spotkało się ze spadkiem poziomu ich więzi, wręcz przeciwne. Za to ogromny plus ode mnie.  Sama intryga budowana przez twórców jest bardzo ciekawa. Tutaj mocy bardzo dobrze nadały jej tak naprawdę dwie, znakomite sekwencje. Pierwsza, to wspomniana przeze mnie śmierć Angeli, druga to bardzo dobrze nakręcona scena spotkania Elliota z Freddym Lomaxem. To jak prowadzono napięcie, aż do samego spotkania panów, to prawdziwe mistrzostwo świata. Scenarzyści wrócili tutaj do korzeni serii i sposobu, w jaki Alderson w 1. sezonie rozprawiał się z typami spod ciemnej gwiazdy swoimi hakerskimi atakami. Motyw wendetty bardzo dobrze sprawdza się w 1. odcinku i jestem ciekaw, w jakim kierunku potoczy się ta główna oś fabuły. Wygląda na to, że Elliot będzie współpracował w swojej zemście z Phillipem Price'em, który również ma rachunki do wyrównania z Dark Army. Sama scena, która poprzedzała jego spotkanie z Elliotem była również bardzo dobrze nakręcona, ze sprawnie rozłożoną dawką napięcia. Należy również zauważyć cameo twórcy serialu, Sama Esmaila, który zagrał w  tej sekwencji człowieka, który wstrzykuje narkotyk Elliotowi. Zdanie, które wypowiada przed tym czynem - czyli "Żegnaj przyjacielu" - stanowi prawdziwy symbol zakończenia opowieści. Bardzo dobrze wykorzystany moment.  Premierowy odcinek finałowego sezonu Mr. Robota zapowiada naprawdę świetne i godne dla tego serialu zakończenie. Ja już wiem, że będzie mi przykro, gdy ta historia dobiegnie do mety, ale póki co delektuje się znakomitymi popisami aktorskimi i ciekawą intrygą. 
fot. Scott McDermott/USA Networ
+1 więcej
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj