W końcu zaczyna się dziać coś ciekawego. Harry Selfridge przestaje snuć się po korytarzach obarczony piętnem marazmu i zaczyna sprawiać wrażenie żyjącego człowieka. Nadal rzuca swoje charyzmatyczne banały, ale różne problemy sprawiają, że nareszcie ma coś innego do roboty. Cierpi na tym pan Edwards, który przez błąd Harry'ego może stać się jego wrogiem, pomagając pannie Love w niechybnej zemście. Takiego zachowania względem kogoś, kto mu pomógł, nie spodziewałem się po Selfridge'u. Nawet w takich okolicznościach.
Teraz, gdy dowiaduje się, że pracownica, którą zwolnił za kradzież, rzuciła się pod pociąg, nie może przestać o tym myśleć. Wydarzenie ma kolosalny wpływ na jego stan psychiczny oraz na światopogląd. Tylko że dopiero wykład słynnego gościa zmusza go do odpowiednich wniosków. Motyw pokazano bardzo dobrze i świetnie rozbudowuje on postać Harry'ego.
Harry błyszczy w starciu z panem Temple. Młody malarz wciąż ciśnie, aby skrzywdzić Rose albo ją odzyskać. Narzędziem do tego nadal jest młoda córka państwa Selfridge'ów. Starcie Harry'ego z Roddym wypada nadzwyczajnie dobrze. Podobnie jak w rozmowie Selfridge'a z ojcem panny Towler, widzimy jego bezwzględne oblicze. Nie boi się zagrozić przeciwnikowi zniszczeniem życia, mając świadomość, że jego kontakty mogą mu to zapewnić. Temple zaczyna rozumieć, że w tym starciu nie ma szans.
[image-browser playlist="593662" suggest=""]
©2013 ITV
W życiu romantycznym panny Towler pojawiają się komplikacje. Pamiętamy, że w pierwszym odcinku Selfridge mówił, iż pracownicy nie mogą utrzymywać ze sobą niestosownych relacji. Naturalne było, że w końcu temat powróci i zagrozi związkowi panny Towler z panem Leclairem. Najciekawiej w tym wszystkim wypada powrót jego przyjaciółki z Paryża. Z jednej strony mamy niepewną pannę Towler, która mówi, że go lubi, ale nie kocha, a z drugiej Leclaira, który wyraźnie czuje coś do niej, okazując chłód swojej dawnej miłości. Nadal jest to najlepszy wątek romantyczny.
Serial musi zmienić montażystę, bo to, co wyprawia, woła o pomstę do nieba. Widzimy scenę z muzyką w tle, a nagle ni stąd, ni zowąd bezpardonowe cięcie. Nie ma nawet próby zachowania płynności pomiędzy grającą muzyką i obrazem - ot, po prostu "rżnięcie" bez ładu i składu.
Mr. Selfridge to serial przyjemny, wprawiający w pozytywny nastrój. Ogląda się go z ochotą i niemałą radością. Nadal potrzeba jednak większego pazura, abyśmy więcej niż raz na kilka odcinków odczuwali jakieś emocje.
Ocena: 6/10