Szósta część cyklu Mroczna Wieża ostatecznie zamyka wątek walki z poprzedniego tomu i tym samym rozpoczyna kolejny, bezpośrednio związany z postacią Susannah. Tym razem Stephen King postanawia rozdzielić grupę bohaterów i ukazać ich wędrówkę z dwóch różnych perspektyw.
Czytając poprzednie części cyklu Mroczna Wieża, miałam wrażenie, że Stephen King nie będzie w stanie napisać nic bardziej szalonego od tego, co sam już stworzył. The Dark Tower VI: Song of Susannah udowadnia, że autor pozostawił na koniec to, co najlepsze. Przykładem niech będzie przeplatanie się światów. Świat pośredni miesza się ze światem współczesnym, a bohaterowie z książek Kinga żyją w zupełnie innej, wykreowanej przez autora rzeczywistości. A co z samym pisarzem? Autor Mrocznej Wieży sam stał się bohaterem powieści. Mało tego - opisał, jak w swoim prawdziwym życiu spotkał bohaterów z własnej książki, której nie zdążył jeszcze napisać. Prawdziwy rollercoaster! Na pochwałę zasługują również opisy snów bohaterów, które (jak zawsze u Kinga) przeplatają się ze światem rzeczywistym i które wbrew pozorom mają ogromne znaczenie dla całej opowieści.
Główny wątek Susannah pojawił się już w Ziemiach Jałowych, gdy wraz z Rolandem i Eddiem pomagali Jake’owi przejść do świata Mrocznej Wieży. Od tamtego momentu stopniowo dowiadujemy się, że Susannah zobowiązana jest do urodzenia człowieka-demona, którego głównym celem jest zamordowanie Rolanda. Wyjaśnienie jest równie zaskakujące i nieprawdopodobne jak fakt, że jedna postać jest tak naprawdę czterema osobami w jednym ciele. Do tej pory znaliśmy Susannah jako kobietę, która posiadała dwie różne osobowości, w tej części natomiast autor robi wszystko, aby jeszcze bardziej skomplikować życie naszej bohaterki.
Jedną z zalet tej części jest fakt, że Stephen King skupił się na doprowadzeniu do końca kilku pobocznych wątków cyklu. Porównując tę część do Czarnoksiężnika i Kryształu czy do Wilków z Calla, nietrudno zobaczyć, na czym polega główna różnica. Pieśń Susannah zdecydowanie nie jest nastawiona na przeciąganie historii o kolejne kilkaset stron, lecz na przybliżenie bohaterów do poznania tajemnicy Mrocznej Wieży. Oczywiście wciąż nie wiemy, czym dokładnie jest owa Mroczna Wieża, ale kilka pytań już doczekało się ze strony autora długich i wyczerpujących odpowiedzi.
W Pieśni Susannah wyraźnie widać, że autor naprawdę wie, o czym chce pisać i jak ma się zakończyć cały cykl (nie można tego powiedzieć o poprzednich częściach, co do których można było mieć spore wątpliwości). Liczba wątków pobocznych, zmian postaci, miejsca i czasu jest tak ogromna, że ilekroć ktoś próbuje opowiedzieć, o czym dokładnie jest ta książka, wiele elementów najzwyczajniej mu umyka. Wniosek jest jeden: o Mrocznej Wieży nie należy zbyt wiele opowiadać, ten cykl po prostu trzeba przeczytać.