Głównym bohaterem filmu Muzyka jest Rudy – młody mężczyzna o brazylijskim pochodzeniu, który próbuje ułożyć sobie życie w Newark w stanie New Jersey. Jego codzienność nie jest łatwa – Rudy czuje, że odstaje od ogólnie przyjętych norm społecznych, ma trudności w nawiązywaniu relacji i nadal szuka swojego miejsca w świecie. Znakomicie natomiast radzi sobie na płaszczyźnie artystycznej – nie tylko komponuje własne utwory, ale za sprawą synestezji dosłownie „widzi” muzykę na każdym kroku i w każdej chwili swojego życia. Takie postrzeganie świata raczej nie sprzyja mu w funkcjonowaniu w „normalnym” świecie, zwłaszcza że w swoim otoczeniu mężczyzna nie ma nikogo, kto rozumiałby, z czym się tak właściwie mierzy lub kto przynajmniej współdzieliłby jego pasję. Pewnego dnia Rudy w zabawnych okolicznościach poznaje piękną Isabellę (Camila Mendes z Riverdale) – to niepozorne spotkanie staje się przyczynkiem wielu zmian w jego życiu. Historia bazuje na prawdziwych doświadczeniach scenarzysty i jednocześnie reżysera produkcji, jakim jest debiutujący za kamerą Rudy Mancuso – co ciekawe, to właśnie on występuje osobiście w głównej roli. Główny zarys fabularny przypomina klasyczną komedię romantyczną – i rzeczywiście to w dużej mierze z tym mamy tutaj do czynienia. Film toczy się przewidywalnym schematem – już po kilku sekwencjach Rudy poznaje swoją miłość, początkowo wszystko układa się znakomicie, a następnie pojawiają się kolejne wyzwania od losu. Jest to typowe, a w tym konkretnym wydaniu również mało angażujące – z uwagi na krótki czas trwania tej produkcji (zaledwie półtorej godziny), wszystkie wydarzenia następują po sobie szybko, bez właściwego umotywowania ich w fabule. Musimy dać wiarę bohaterom, że to, co ich łączy, jest autentyczne, ponieważ z ekranu w ogóle to nie wynika – Isabella i Rudy zakochują się w sobie dosłownie na zawołanie, co wybrzmiewa dość naiwnie i infantylnie. Tego typu uproszczeń fabularnych i dróg na skróty jest tutaj więcej, przez co film nieszczególnie wciąga. Sami bohaterowie zaś są zbyt płascy i jednowymiarowi, aby faktycznie wzbudzać w widzu jakieś emocje i aby chciało się im kibicować. Tym, co jakoś tuszuje niedociągnięcia scenariuszowe, jest jednak sama forma wizualno-dźwiękowa tego filmu, na którą twórcy położyli duży nacisk – już w pierwszych minutach słychać, że dźwięk będzie odgrywał tu bardzo dużą rolę. Przeżycia Rudy’ego są ilustrowane rozmaitymi brzmieniami – nie tylko utworami jego autorstwa, ale również (a może przede wszystkim) pobocznymi dźwiękami ulic miasta. Wszystko to współgra ze sobą harmonijnie i tworzy fajny klimat dla tej historii – tym bardziej, że towarzyszy temu również precyzyjny montaż i dobrze poprowadzone choreografie w scenach grupowych, w których faktycznie dużo i efekciarsko się dzieje. Wizualnie ta produkcja wypada naprawdę nieźle – cały film wybrzmiewa w każdym pojedynczym kadrze, co jest miłe dla oka i intrygujące dla ucha. Czy jednak wyróżnia się na tle innych musicali – tego bym już nie powiedziała. Owszem, po seansie ma się wrażenie mnogości dźwięków, jednak raczej nie układają się one we wpadające w ucho melodie czy piosenki, które można byłoby nucić. Tym, co również rzuca się w oczy, jest również fakt, że Mancuso położył duży nacisk na wplecenie do fabuły kultury brazylijskiej. W tym temacie faktycznie widać jakiś pomysł i punkt zaczepienia dla dalszych wydarzeń. Reżyser robi ukłon w stronę swoich korzeni, biorąc jednocześnie na warsztat szereg różnego rodzaju rozterek typowych dla imigrantów (od poczucia wyobcowania, poprzez nawiązanie niemile widzianej przez rodzinę relacji z białą dziewczyną, po rozdarcie przez brak zrozumienia ze strony bliskich). I choć na papierze jest to czytelne, to w praktyce nie idą za tym praktycznie żadne emocje – temat jest dość duży i na pewno ma potencjał, ale namnożenie aż tylu wątków i problemów moralnych w zaledwie dziewięćdziesięciominutowym formacie działa raczej na niekorzyść tej produkcji. Projekt ewidentnie ma ważne znaczenie dla twórcy – historia ma w końcu wymiar osobisty i widać, że Mancuso starał się włożyć w to jakiś pomysł i jak najwięcej serca. Ostatecznie jednak nie można tu mówić o żadnym przełomie gatunkowym. Muzyka, choć na pierwszy rzut oka ładna i pozytywna, to raczej przeciętna produkcja do obejrzenia na raz. Scenariuszowo jest raczej monotonnie, przewidywalnie i typowo, ale z drugiej strony produkcja ma kilka fajnych, a nawet całkiem zabawnych scen, które wyróżniają się pod kątem wizualnym. To jednak trochę za mało na satysfakcjonujący produkt końcowy – wizualnie film może i gra, ale na pewno nie na tyle głośno, by zapisać się w pamięci widza na dłużej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj