Obecnie seriale komediowe są często bardzo zachowawcze i schematyczne. Twórcy osadzają swoje historie w bardzo bezpiecznym środowisku jak dom  czy miejsce pracy, nie chcąc zaryzykować z czymś odważnym. Dlatego na samym wstępie muszę pochwalić osoby odpowiedzialne za Me, Myself and I, bo koncept serialu jest niekonwencjonalny, wyjątkowy i z dużym potencjałem. Opowiadanie historii jednocześnie w trzech etapach życia bohatera to zabieg bardzo ryzykowny. Łatwo przecież o brak spójności czy proste zdezorientowanie widza fabularnym chaosem. Tak jednak nie jest. Twórcy bardzo sprawnie łączą trzy linie czasowe, dając o wiele lepszy pogląd na głównego bohatera. Przez to, że poznajemy go w trzech etapach jego życia, od razu staje się on wyrazistszy, ciekawszy i bardziej ludzki. Widzimy, co go kształtuje, z jakimi problemami się styka i do czego to koniec końców prowadzi. To mogło bardzo łatwo być przyczyną porażki serialu, a tak naprawdę jest motywem z największym potencjałem na nadanie mu unikalnej tożsamości. Ciekawe jest to, że pilot nie jest szczególnie zabawny. Nie chodzi o to, że jest żenująco czy nieśmiesznie. Po prostu strasznie mało w nim humoru, co jak na serial komediowy jest zaskakujące i dziwne. Twórcy starają się nie raczyć nas gagami wyjętymi z rękawa, czy humorem na dość niskim poziomie. Te gagi, które są obecne w pilocie, trzymają raczej poziom dość subtelny, opierając się na prostych, ale w miarę skutecznych próbach rozśmieszania. Tak, by można było zachichotać kilka razy w ciągu odcinka, nic poza tym. Brak jednak scen, które mogą wywołać ból głowy głupotą czy absurdem, a to plus. Brak humoru jednak nie traktuję jako wadę, bo to jest coś, co może się rozkręcić. Czuć przecież potencjał w tych trzech historiach na wiele dobrych humorystycznych sytuacji. Ciekawe jest to, że pilot sprawdza się lepiej jako komediodramat. Ta część serialu wydaje się bardziej dopracowana, bo obserwujemy dojrzewanie bohatera, jego problemy w szkole (aczkolwiek dobrze, że zerwano ze schematem złego brata), blokadę artystyczną w dorosłym życiui czy ważne decyzje, gdy jest już stary. Te wszystkie motywy bardzo dobrze ze sobą powiązane na przestrzeni dekad tworzą ciekawy obraz człowieka, jego drogi  i ludzkich spraw, z jakimi się zmaga. Nie jest to oczywiście nic szczególnie wybitnego, jak w naprawdę mocnych komediodramatach, gdzie nacisk na dramat jest silny. Stoi to jednak na takim poziomie, gdzie przykuwa uwagę i oferuje satysfakcję. Jest to coś, co ma wiele uroku i dopełnia całość. Najważniejsze w każdym serialu, nie tylko komediowym, jest polubienie głównego bohatera. W tym przypadku mamy go granego przez trzech aktorów, więc zadanie jest jeszcze bardziej utrudnione. Casting trafiony w punkt, a reżyseria sprawnie łączy te postacie, dzięki czemu cały czas mamy świadomość, że to ten sam bohater. Udaje się stworzyć tę iluzję, dzięki czemu wierzymy w tę postać i szybko darzymy go sympatią. Pilot Me, Myself and I nie porywa, ani nie bawi do łez. Jednak ma w sobie wiele uroku i obiecującego potencjału, który może rozwinąć się w coś oryginalnego i wartego uwagi. Na razie jestem zaciekawiony.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj