Dobry, momentami bardzo dobry poziom został utrzymany, ale są to przede wszystkim dwa zupełnie inne odcinki. Na cały głos pod koniec pokazuje nam bowiem bohatera, który nie tylko zestarzał się i ma coraz więcej problemów zdrowotnych, ale też człowieka, który wreszcie się doigrał i doczekał się konsekwencji swoich czynów. O ile wcześniej produkcję Showtime oglądało się jednym tchem, tak teraz dynamika i narracja serialu zmieniły się. Wcześniej mogliśmy złapać się na sympatyzowaniu z Rogerem Ailesem, który był wielkim mówcą i mimo wielu kilogramów, był także chodzącą charyzmą. W dwóch ostatnich odcinkach było jednak nie do pomyślenia, aby w jakikolwiek sposób móc ściskać kciuki za prezesa Fox News. Jest to oczywiście naturalne, że ostatnie lata życia Ailesa, nie są już tak dynamiczne i widowiskowe. Pomaga w tym oglądanie rozpoczynającej się kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa, ale ostatecznie jednak sam finał nie dostarczył tylu emocji, ilu można było się spodziewać. Zwłaszcza w finale twórcy skupili się bowiem nie na polityce i sprawach związanych ze stacją, a właśnie na aspekcie ludzkim i tym, kim był Ailes i jak zachowywał się wobec swoich pracowników. Głos dostają więc kobiety, szczególnie Gretchen Carlson (grana przez Naomi Watts), która była molestowana fizycznie i psychicznie przez swojego szefa. Niestety, potraktowano ten temat wtórnie i zupełnie jakby nie w klimacie tej produkcji. Dostajemy w zasadzie urywek walki Carlson o sprawiedliwość, a podczas finałowych napisów dowiadujemy się kilku bardziej interesujących rzeczy, których już nie udało się niestety pokazać na ekranie. Narracyjnie wybory twórców może bardziej przypadną do gustu przeciwnikom Trumpa aniżeli widzom chcącym satysfakcjonującego zwieńczenia historii Rogera Ailesa.  Należy zatem przyznać, że o ile poprzednie odcinki radziły sobie fantastycznie, jeśli chodzi o wybór wątków i obraną formę z przeskokami czasowymi, tak tym razem nie było już tak dynamicznie i powstawało uczucie niedosytu. Jasne, Roger Ailes w tym okresie nie był już w stanie zafundować nam zbyt wielu ekranowych fajerwerków, ale nieszczególnie poradzono sobie z rozłożeniem akcentów. Znika nam bowiem gdzieś po drodze syn Ailesa i pojawia się dosłownie na jedną scenę, mniej głosu dostała też jego żona, a chciałoby się zobaczyć lepszą reakcję na postawę jej męża. Nie chcę powiedzieć, że dwa ostatnie odcinki potraktowano po macoszemu, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że były one również mniej atrakcyjne do opowiedzenia dla samych twórców i dlatego nie doświadczamy tylu zabiegów formalnych i mocnych scen. Może z wyjątkiem wstawek z telewizji z Trumpem i ostateczny wybuch złości Ailesa w mieszkaniu Murdochów. Dwa odcinki były zatem, podobnie jak życie Ailesa, gasnące i pełne konsekwencji czynów, które popełnił w swoim życiu. Nie widać wyraźnej konkluzji i kilka patetycznych słów wypowiadanych przez bohatera i jego żonę o władzy i posiadaniu Fox News na własność, nie zmieniają tego obrazu. Wciąż jednak obrana forma i kreacje aktorskie, a także sam temat i jego opracowanie przez twórców zasługują na brawa. Na cały głos ostatecznie przedstawia w iście filmowy sposób historię specyficznego człowieka, ogromnej osobowości. A co najważniejsze tylko niekiedy serial staje się mniej strawny dla publiki spoza wielkich problemów i życia politycznego Stanów Zjednoczonych. Ogromna w tym zasługa Russella Crowe’a, który śmiało może ubiegać się o wszystkie możliwe wyróżnienia i nagrody. Czy produkcja Showtime może coś zmienić w USA? Ja nie odpowiem na to pytanie, ale z pewnością jest to produkcja pouczająca również dla nas w Polsce, gdzie media mają ogromną władzę i ludzi w swoich szeregach, którzy z podniesioną głową mogliby zapewne podać rękę Ailesowi. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj