Paweł Domagała łączy siły z reżyserem Piotrem Trzaskalskim, tworząc film o problemach, z jakimi musi się mierzyć młoda wokalistka. Jak wypada ta kooperacja? Sprawdzamy.
22-letnia Pola (
Martyna Byczkowska) jest u szczytu kariery muzycznej. Jej koncerty są wyprzedawane, tłumy fanów ją kochają, każde radio gra jej przeboje. Z pozoru jej życie to spełnienie marzeń każdej wokalistki. Poli ta cała popularność zaczyna jednak ciążyć. By jakoś sobie z tym problemem poradzić, zaczyna sięgać coraz częściej po alkohol. Po jednym z występów dziewczyna pod wpływem alkoholu doprowadza do wypadku samochodowego, w którym ucierpiała mała dziewczynka. Aby wyciszyć sprawę, ojciec (
Ireneusz Czop), a zarazem menadżer gwiazdy, umieszcza ją w ośrodku terapii i leczenia uzależnień. Tam Pola poznaje Borysa (
Pawel Domagala) – charyzmatycznego opiekuna, który za pomocą muzyki stara się pomóc podopiecznym uporać się z problemami. Mężczyzna również był kiedyś popularnym muzykiem, ale nie poradził sobie ze stresem, jaki towarzyszy sławie. Okazuje się, że spotkanie dwóch totalnie różniących się od siebie osób może mieć na nich bardzo pozytywny wpływ.
Na chwilę, na zawsze ma wszelkie zadatki na to, by być ciekawym i pouczającym filmem. Wszak historię zagubionej gwiazdy, która zostaje sądowo zmuszona do prac społecznych z trudną młodzieżą było mnóstwo. Wydawałoby się, że dzięki temu jest się na czym wzorować i wystarczy tylko ten pomysł jakoś przebudować. Przełożyć na polskie realia. I początkowo scenariusz, którego współautorem jest Paweł Domagała, potrafi widza zaintrygować. Prezentuje nam piosenkarkę, która nie wytrzymuje presji, jaka na niej ciąży w związku z tym, że jest gwiazdą. Los wielu osób zależy właśnie od niej, przez co dziewczyna czuje się jak towar. Jej zdanie przestaje się liczyć. Ma robić to, co jest od niej wymagane i zarabiać coraz więcej pieniędzy, by zespół i manager mogli dostać swoją dolę. Ten aspekt jest bardzo fajnie napisany i pokazany w filmie. Niestety, wszystko się sypie, gdy bohaterka trafia do ośrodka terapii. Ten wątek, który powinien być teoretycznie bardzo istotny, jest potraktowany jedynie zdawkowo. Widz nie ma nawet okazji nawiązać więzi emocjonalnej z przedstawionymi tam postaciami. Nie poznajemy nawet ułamka ich tragicznych historii, które spowodowały, że tu wylądowały. Widać, że twórcy chcieliby, by były one jedynie tłem dla Poli i wymówką na wprowadzenie postaci Borysa, który chce w ośrodku założyć zespół muzyczny składający się z młodzieży. Tyle, że ten wątek kompletnie nie działa. W założeniu dziewczyna miała chyba mieć początkowo bardzo duży dystans do całej grupy i wręcz okazywać swoje niezadowolenie z tego, że została do niej siłą wpisana. Jednak widz kompletnie tej niechęci nie czuje. Pola siedzi tylko gdzieś w rogu i czeka, aż próba się skończy, by móc iść do pokoju i znów się upić. Tyle. Nie ma w niej jakiejś złości na świat, którą by przekładała na innych ludzi. Po prostu siedzi, patrzy, wychodzi. Przez takie ukazanie tematu późniejszy wątek przemiany Poli jest praktycznie niezauważalny. Pomijając fakt, że jest on tak bardzo ekspresowy, że aż trudny do uwierzenia. A to powinien być najważniejszy punkt zwrotny w filmie. Moment, w którym nasza gwiazda zaczyna rozumieć, gdzie popełnia błąd i wie, jak go naprawić, jest kompletnie pozbawiony emocji przez co dla widza jest obojętny.
Do tego dochodzi wątek romansu pomiędzy 22-letnią podopieczną, a 38-letnim opiekunem, który nie wypada w tym filmie najlepiej. I nie mówię tutaj o różnicy wieku pomiędzy bohaterami, a o tym, że bierze się on tak naprawdę z niczego. Twórcy nie dali postaci Borysa nawet szansy zaopiekować się Polą na tyle, by ta w sposób jakiś wytłumaczalny zapałała do niego głębszym uczuciem, które później ma pociągnąć fabułę w odpowiednim kierunku. Niestety wszystkie wątki mające być jakimiś punktami zwrotnymi tej historii są bardzo wymuszone, co widz czuje.
Aktorsko film niczym nie zaskakuje. Brakuje tutaj choć jednej kreacji, która zostałaby w pamięci widza na dłużej. Wszyscy jakby grali poniżej swoich umiejętności. Widać, że debiutująca na dużym ekranie w głównej roli Martyna Byczkowska ma talent aktorski i drzemią w niej duże możliwości, tyle że tekst, który dostała do pracy, nie daje jej nawet najmniejszej szansy wykazania się. Podobnie jest z Pawłem Domagałą czy Olafem Lubaszenką, którzy grają dużo poniżej swoich możliwości.
Najjaśniejszym punktem tego filmu jest ścieżka dźwiękowa z utworami w wykonaniu Pawła Domagały, których tekst idealnie pasuje do tego, co dzieje się w danym momencie na ekranie. Film miał wejść do kin dwa lata temu wraz z nową płytą aktora. Niestety, pandemia popsuła te plany. Dlatego też niektórzy mogą mieć uczucie, że piosenki użyte w filmie są już stare i nie ma tam „premierowego singla”.
Reżyser
Piotr Trzaskalski, który już przy
Edim czy
Moim Rowerze pokazał, że potrafi emocjonalnie zaangażować widzów w filmowe historie, tu niestety ponosi klęskę. Widać, że niezbyt odnajduje się w tekście, którego sam nie napisał. Może dlatego nie zauważył pewnych braków w scenariuszu i nakręcił film, który mocno odstaje od jego poprzednich produkcji.
Na chwilę, za zawsze jest filmem, który zwodzi oczekiwania widzów znających muzyczną twórczość Domagały. Po artyście, który tak pięknie potrafi pisać w swoich piosenkach o miłości i uczuciach, oczekuje się, że będzie to także potrafił przedstawić w scenariuszu. Niestety, po seansie jedyne, co nam pozostaje, to ogromny niedosyt.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h