Gdzie diabeł nie może, tam Colina Farella pośle. Wojna secesyjna. Z pozoru stabilne fundamenty, na których stoją zasady w żeńskiej szkole z internatem, zaczynają się chwiać, gdy w życiu wychowawczyń i uczennic pojawia się przystojny żołnierz, John McBurney. Mężczyzna jest ranny, ukrywa się po stronie swojego wroga, a jednocześnie zbyt intrygujący, aby skazać go na samotną śmierć. Takim się pozwala. Może nic się nie stanie… W ciągu kilku tygodni rekonwalescencji jego obecność zasieje ziarno niepewności w sercach bogobojnych kobiet.
Oczywiście można byłoby to uprościć i opisać fabułę lakoniczniej: przychodzi facet do żeńskiego akademika i przynosi ze sobą chuć. Nie jest to jednak tak banalne: najnowszy film Sofii Coppoli z tą samą rozwagą i stanowczością przygląda się obu stronom zderzających się światów. Owszem, skostniała, reprezentowana zapiętym kołnierzykiem na ostatni guzik rzeczywistość wychowawczyń oraz ich uczennic od dawna miała na sobie kilka rys, więc mężczyzna jest tylko przypominajką o świecie zewnętrznym. Tłumione pragnienia, chęć zmiany swojego losu, dorastanie, przerzucanie odpowiedzialności, Eros, Tanatos, Mars i Saturn – to tylko fragmenty poruszonych przez reżyserkę (oraz autora książki, na której film jest oparty, czyli Thomasa Cullinana) spraw.
To kolejna po
Lost in Translation,
The Virgin Suicides,
Somewhere i do pewnego stopnia
Marie Antoinette opowieść o zastanym świecie, w który wdziera się nowość, choć tym razem Coppola przed tą nowością niby ostrzega. Surowa dyrektorka Martha Fansworth (
Nicole Kidman, która ostatnio ze swojej zimności czyni magnetyzujący atut), niezbyt dobrze czująca się w internacie, marząca o miłości Edwina Dabney (
Kirsten Dunst), a także rozkwitająca seksualnie nastolatka Alicia (
Elle Fanning) to satelity latające wokół żołnierza, w którego wcielił się „bardzo na miejscu”
Colin Farrell. Okrążają chorego mężczyzną, kąsają, pragną uwagi, chcą czegoś od niego, boją się o stratę swojej suwerenności, jak i powrotu do statusu quo. Nabrzmiałe napięcie seksualne wybucha w agresywnej orgii i trudno wskazać winnego.
Film przypomina trochę
Picnic at Hanging Rock Weira: jest tak samo stylowy, zawieszony między elegancją a niewypowiedzianą tęsknotą, ale nie mówi metaforami. Zamglone obrazy, gubione w gardle słowa –
Sofia Coppola nie boi się zarówno interpretacji feministycznej, jak i mocnej krytyki feminizmu. To, co dzieje się po obu stronach biegunów, jest wynikiem braku komunikacji oraz tłumienia popędów. Zupełnie jej nie interesuje od pewnego momentu to, że akcja dzieje się na Południu, ma gdzieś sytuację klasową dziewczyn, bo nadrzędne staje się pytanie: jak można byłoby uniknąć tragedii?
The Beguiled to przepięknie sfilmowane kino, pełne reżyserskiej pewności siebie, oparte na kilku twarzach oraz prostym pomyśle wyjściowym. Chyba symptomatyczne dla całej twórczości Coppoli: rzemieślniczo świetnie, emocjonalnie niedopowiedziane, a przede wszystkim o kobietach i mężczyznach w ciągłym uścisku. I tęsknocie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h