W żadnym wypadku nie mam zamiaru narzekać na fakt, że teoretycznie niewiele się dzieje, bo i jest to nieprawda. Fakt, że scenarzyści skupiają się na zarysowaniu akcji i zbudowaniu fundamentów pod solidny finał, tylko cieszy. Dotychczas przy jednoodcinkowych sprawach i szybko znikających przeciwnikach widz mógł czuć niedosyt, ale teraz powinien być w pełni usatysfakcjonowany.
A jest czym, bo już pierwsze sceny zwiastują dobry odcinek. Ukazanie sceny pogrzebu może nie jest tak fantastycznie sfilmowane jak w najnowszym zwiastunie Gotham, gdzie tłumy ludzi idą przez cmentarz, ale i tak robi wrażenie, tym bardziej że twórcy posiłkowali się świetnym montażem i cała ceremonia została ukazana na zmianę z zaprzysiężeniem burmistrza Sebastiana Blooda. Pierwsza scena, a jakże wymowna. Nieco przypomina końcówkę Mroczny Rycerz Powstaje, ale od dawna powtarzam, że jeśli czerpać wzorce, to od najlepszych.
Dalej wydaje się już z górki - skoro Blood został burmistrzem, to można wcielić w życie fazę drugą planu, czyli przejęcie miasta. Oliver zniknął, nikt nie wie, gdzie jest, pojawia się za to Laurel, która węszy w sprawie Sebastiana. Tutaj nieco za szybko poprowadzono wątek, ukazując włamanie się do komputera w magiczny sposób za pomocą pluskwy, ale jestem w stanie zrozumieć takie zagranie.
O wiele ciekawsze zdaje się to, co czeka bohaterów później. Thea próbuje wyjechać z miasta, co może jej się nie udać, zważając na wydarzenia z końcówki odcinka. Slade przestał się również kryć za swoją biznesową powłoką i stał się poszukiwanym mordercą. Zaskakuje jedynie naiwność siostry Olivera. Nie wiem, czy tak trudno dodać dwa do dwóch, ale fakt, że Oliver spędził kilka lat na wyspie ze Slade'em, który ciacha ogromnym mieczem ich matkę i nienawidzi Olivera, powinno w jakiś sposób naprowadzić ją na trop, kim jej brat właściwie jest. Może to jednak i lepiej, że się nie domyśla. Zbyt wiele osób poznało już sekret Strzały.
[video-browser playlist="635476" suggest=""]
Jedną z tych osób jest Laurel. Pojawia się w kryjówce Queena, zresztą nawet go w pewien sposób ratuje, gdy chce on się poddać. Wątek ten może sugerować, że Sarah zginie w finale albo odejdzie z Ligą Zabójców, a starsza z sióstr Lance zostanie nowym Czarnym Kanarkiem. Jest to oczywiście tylko moje gdybanie.
"City of Blood" oprócz emocji dostarcza też kilku humorystycznych elementów. Sceną odcinka niewątpliwie jest przesłuchanie jednego z ludzi Sebastiana Blooda. Na widok Diga słusznie zauważa, że nie raz oberwał i się tego nie boi, ale już "dziewczyna z Wi-Fi" jest aż nadto groźna. Szkoda, że twórcy nie wydłużyli sceny z Felicity, która przy użyciu tabletu potrafiła niemal zniszczyć życie oprycha i jego rodziny.
Panna Smoak ma zresztą drugą scenę odcinka, kiedy razem z Digiem udaje się do siedziby ARGUS. Trzeba przyznać, że jest to jedna z tych postaci, które potrafią i bawić, i dostarczyć emocji, a co najważniejsze - być przydatnymi dzięki swoim umiejętnościom.
Nie ma co się jednak oszukiwać - najważniejsza jest końcówka. Scenarzyści ostrożnie dawkują flashbacki, aby za szybko nie zdradzić, co stało się na wyspie, i podobnie robią z finałem. Pokazują armię zbirów zainfekowanych Mirakuru, którzy ruszają na podbój miasta. Spodobał mi się również pomysł, by każdego z nich ubrać w maskę Deathstroke'a. Jedyny minus to maska Isobel. Rozumiem, że twórcy chcieli pokazać w domyśle jej twarz, aby każdy widział, że to ona, ale wygląda po prostu śmiesznie.
Najnowszy odcinek Arrow to sporo emocji. Mimo że całość składa się właściwie z rozmów i oczekiwania na to, co zdaje się być nieuniknione, to i tak trzyma w napięciu. Można tylko gdybać, co się stanie, ale scenarzyści sugerują widzom kilka rozwiązań. Telefon z Central City czy pomysł Felicity, aby wysadzić kanalizację, którą porusza się armia Mirakuru - pomysłów jest kilka, a jak będzie? Nie wiadomo. Na pewno czeka nas wiele emocji w przedostatnim odcinku sezonu oraz wielkim finale. Możliwe, że jeszcze więcej niż w przypadku zakończenia pierwszej serii. Tego życzę, bo Arrow ma wiele do zaoferowania.