Narcos: Meksyk w 2. sezonie zaczyna się kilka miesięcy po wydarzeniach z pierwszej odsłony, kiedy to ludzie kierującego narkobiznesem Félixa Gallardo (Diego Luna) doprowadzili do śmierci agenta Kikiego Camareny (Michael Peña). Schedę po nim przejął Walt Breslin (Scoot McNairy), agent DEA, który był narratorem w premierowej serii. Teraz to właśnie on rusza w akcie zemsty na zabójców kolegi po fachu i za wszelką cenę pragnie oczyścić Meksyk z ostatniego grama kokainy. Choć jest bardziej bezwzględny i w przeciwieństwie do Camareny nie cofa się przed niczym, to łączyła ich wspólna nienawiść do tego, co dzieje się w tym brudnym świecie pełnym układów i korupcji. Po drugiej stronie znowu stanie oczywiście wspomniany Félix Gallardo. Nie będzie już tym opanowanym przestępcą, którego pamiętamy, a twórcą ogromnego kartelu narkotykowego, który zaczyna być nękany przez masę wewnętrznych problemów.  Twórcy nie zamierzali zatem specjalnie mieszać w sposobie prowadzenia narracji i znowu mamy wyraźnie oddzielone dwa wątki, które znakomicie się z sobą przeplatają i można nawet zaryzykować stwierdzenie, że pod względem prowadzenia narracji scenarzystom udaje się zbliżyć do perfekcji. Choć można odnaleźć narzekania, że czasami brakuje większej ilości akcji i spokojnie można było pokusić się o zmniejszenie liczby dialogowych sekwencji, to jednak ze względu na tak umiejętne rozkładanie akcentów trudno się z tymi zarzutami zgodzić. Mniej akcji i strzelanin pozwala w większym stopniu skupić się na ludziach, emocjach i na budowaniu napięcia w oparciu o prawdziwą historię i polityczne gierki. Zwyczajnie mamy serial, któremu należy oddać nieco więcej uwagi, a scen widowiskowych przecież nie brakuje - pojawiają się zawsze w odpowiednim momencie odcinka.  Do tej pory znaliśmy jedynie głos Waltera, ale teraz możemy śledzić działania amerykańskiego agenta w Meksyku i wypada to zdecydowanie ciekawiej od Camareny. Walter także jest agentem DEA, ale pochodzi z zupełnie innego środowiska i cechuje go inny system moralny. Prawne działania nie zawsze przynoszą korzyści, zatem nie ma on skrupułów przed wchodzeniem w konszachty z wrogiem, aby dopaść głowę organizacji. Całość jest dla widza jeszcze bardziej interesująca także ze względu na sytuację w narkotykowym bagnie, która stała się bardzo napięta i Gallardo nie tylko musi zmagać się z amerykańskimi agentami, ale też z konfliktami wewnątrz zbudowanego przez niego biznesu. To stwarza twórcom jeszcze ciekawsze możliwości na prowadzenie bohaterów i można tutaj swobodnie budować kolejne mocne charaktery jak choćby El Chapo (Alejandro Edda), który w przyszłości odegra jeszcze ważniejszą rolę. Niegdyś dobrze naoliwiona maszyna zwyczajnie zaczyna się psuć i wyróżnia to sezon drugi od poprzednika. W premierowej serii oglądaliśmy drogę na szczyt postaci granej przez Diego Lunę, teraz w większości śledziliśmy jego porażki. Tam, gdzie w grę wchodzą olbrzymie pieniądze i bogactwa, musi dojść do zwarcia i Narcos: Meksyk pokazuje to w sposób niezwykle atrakcyjny, gdzie połączenie prowadzonej narracji ze znakomitym aktorstwem powoduje seans niebanalny. Do tego dochodzi też podróż po całym kraju, gdzie w tym sezonie czujemy nie tylko wysoką temperaturę i zapach nikotyny, ale też widzimy te wszystkie pstrokate kolory, bo Meksyk lat 80. to pokaźna paleta barw, ale też ogrom wyrządzanego zła.
fot. materiały prasowe
Narcos zawsze stał świetnie prowadzoną narracją, gdzie tyle samo czasu poświęcano dobrym charakterom i złym. Często przy okazji zacierając granicę pomiędzy tymi skrajnościami, co w tym sezonie jest jeszcze bardziej uwypuklone. Choć Felix jest coraz bardziej złowieszczy i wręcz z każdym odcinkiem piętrzy się kolejka do chcących zostawić mu kulkę w głowie, tak pojawiają się też inni bohaterowie jak Pablo Acosta (Gerardo Taracena), którzy choć mają na rękach krew, to jednak trudno jednoznacznie określić ich mianem złych ludzi. Te moralne kwestie nie opuszczają głównego bohatera, Waltera Breslina. Wszelkie dylematy i poszukiwanie w tym wszystkim człowieczeństwa, to coś znacznie bardziej atrakcyjnego od ciągłych strzelanin, choć tych przecież też nie brakuje. Udaje się jednak wypracować doskonały stosunek pomiędzy pokazywaniem okrucieństw poprzez słowa i poprzez czyny.  Tym razem formalnie także nie ma się do czego przyczepić i choć Walter jest teraz głównym bohaterem, to wciąż raczeni jesteśmy jego narracją z offu, co nie tylko prowadzi nas w pewien sposób przez ten sezon, ale też meandry skomplikowanych układów i polityki, która w drugiej odsłonie stała się jeszcze ważniejsza dla Gallardo. W tym ostatnim rzeczywiście można byłoby upatrywać się największych minusów serialu, bo im bliżej finału, tym emocje nie rosły tak, jak zapewne oczekiwali tego twórcy. Polityka w końcówce poprowadzona została przyzwoicie, ale dało się odnieść wrażenie, że to lekka zadyszka przed finałem i w tym czasie w gotowości czekały znacznie ciekawsze wątki. Sam finał dostarczył już odpowiednich emocji i znakomicie określił ten sezon, gdzie przez większość czasu twórcy raczyli nas nieco innymi nutami i te zagrały po mistrzowsku.  Ostatecznie jednak te drobne dłużyzny pod koniec mogą nawet umknąć wszystkim tym, którzy cenią sobie smakowanie tak skrzętnie budowanej historii, której nic nie umyka i wszystkim bohaterom daje się możliwość pokazania wszystkiego, co najlepsze. W mojej ocenie drugi sezon jest jeszcze lepszy od poprzednika i zdecydowanie bardziej doceniam budowanie napięcia poprzez nieco inne środki wyrazu niż tylko wybuchowe sceny akcji. Zapewne nie jest to koniec naszej podroży po Meksyku i teraz jeszcze bardziej czekam na powrót serialu, niż było to choćby po 1. sezonie. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj