Śledztwo w sprawie śmierci dzieciaków z Akademii Mendla jest nawet ciekawe. Podobny motyw powrotu do szkoły wykorzystywano już w innych produkcjach, chociażby ostatnio w "Agentach T.A.R.C.Z.Y.". Nie jest on zły, pozwala na chwilę złapać oddech przed dużo cięższymi sprawami. Tym razem mowa jest o śmierci uczniów z powodu przedawkowania nowego typu narkotyku. Nie chodzi jednak o zwykłych studentów, a o tych genetycznie zmodyfikowanych. Tutaj pojawia się pierwszy zgrzyt, który przy każdym kolejnym kroku stwarza kolejne - szczególnie gdy pojawiają się nawiązania do wątku głównego.
Motyw przewodni jest widoczny od samego początku, a mianowicie od koszmarów Kennexa. Zażywa on specjalne leki, które pozwalają mu odblokować wspomnienia i przypomnieć sobie wszystkie szczegóły z zasadzki Insyndykatu, a także jego przeszłości z Anną. Ma to jednocześnie wpływ na jego pracę - nie może się skupić, zawiesza się, nie jest w stanie w pełni sprawnie funkcjonować. Martwi to Doriana i przełożoną. Opieszałość Johna doprowadza zresztą do wypadku, chociaż nie przeszkadza w rozwiązaniu sprawy przedawkowania, która okazuje się niezbyt skomplikowana. Wystarczy kilka rozmów, porządne śledztwo i voilà! Duża w tym zasługa Doriana, który połączony jest z bazą danych i w ciągu sekundy potrafi sprawdzić wszystkie powiązania. Czyż to nie wspaniale mieć androida jako partnera? Do tego myślącego, a nie jakiegoś głupiego i bezużytecznego MX.
[video-browser playlist="634976" suggest=""]
Mam z dziesiątym odcinkiem spory problem. Z jednej strony jest fantastyczne przedstawienie świata i powrót wątku głównego (tym razem pod innym kątem - nawiązania do Anny), z drugiej zaś całkowicie pominięto kwestię Muru, doktora Nigela czy wydarzeń z poprzedniego epizodu. Tutaj pojawia się wspomniany problem - dziesiąty odcinek miał być jednym z pierwszych, co widać od razu. Dawno nieporuszany temat modyfikacji genetycznych, motyw wspomnień Johna, jego relacji z Dorianem czy wreszcie tego, że detektyw chodzi na nielegalne sesje, podczas których odczytuje własne wspomnienia - wszystkie te wątki poruszono w pilocie i w odcinku następnym, ale w trakcie sezonu całkowicie zniknęły. Oglądając je po dłuższym czasie, widz ma wrażenie, że albo coś go ominęło, albo brakuje spójności. Szkoda, że twórcy z taką lekkomyślnością tasują odcinki. Gdyby śledztwo pojawiło się we właściwym momencie, jako czwarty czy piąty odcinek, wszystko byłoby w porządku - pod koniec sezonu jest to jednak niepotrzebne mieszanie widzowi w głowie, szczególnie że przeczucie, iż coś jest nie tak, towarzyszy przez cały seans.
Jednocześnie nie mamy do czynienia ze słabym epizodem. Mimo że śledztwo jest mało wymagające, nadal potrafi wciągnąć. Efekty specjalne "dają radę", oglądamy wspaniałą scenę początkową w lesie, ze świetnym montażem i przejściami do sali koncertowej. Podobają mi się także nawiązania do "Łowcy androidów" i ogromne telebimy z twarzą kobiety. Kennex z Dorianem doskonale się uzupełniają, choć ich stosunki wydają się nieco chłodniejsze niż w poprzednich odcinkach - jednak jeśli weźmiemy pod uwagę, że "Perception" miało być wyemitowane wcześniej, to wszystko nabiera sensu.
Z Almost Human związany jest jeden zasadniczy problem: brak konsekwencji twórców bądź stacji telewizyjnej. Doskonale zrealizowany serial, ciekawie wykorzystujący wytarte schematy i klisze z książek oraz filmów science fiction marnieje z powodu niekonsekwencji w wyświetlaniu. Wcześniej nie było to aż tak widocznie, teraz natomiast uderzyło z podwójną mocą. Na szczęście śledztwo w sprawie dotyczącej wątku głównego wbrew pozorom porusza się do przodu. Kennex przypomniał sobie co trzeba i odkrył, że miał w domu pluskwę. Możliwe, że te informacje oraz motyw doktora Nigela zgrabnie się połączą i popchną fabułę naprzód. Najpewniej czeka nas jednak cliffhanger, biorąc pod uwagę, że sezon zmierza powoli ku końcowi. Oby drugi był lepszy, a przynajmniej bardziej spójny.