Narodziny Bogów: Królestwo burz to wysokobudżetowy film fantasy oparty na XVI-wiecznej chińskiej książce. Twórcy od razu nakręcili całą trylogię, co jest zarówno zaletą, jak i wadą projektu. Dostajemy kawał dobrej rozrywki, ale produkcję ogląda się jak pierwszy odcinek serialu. Dobrze wprowadza nas w opowieść, świetnie buduje fikcyjny świat (a także jego polityczne podziały i panujące zasady –  również te nadnaturalne), ale nie daje satysfakcjonującej kulminacji. W tego typu produkcjach koniec to jednocześnie wprowadzenie, więc twórcy lawirują pomiędzy zakończeniem etapów niektórych wątków i budują kolejne, których rozwój będziemy śledzić w drugim kinowym widowisku. To zawsze pozostawia mieszane odczucia. Takie podejście sprawdza się w serialach, ale niestety rzadko w pełnometrażówkach. Twórcy chińskiego projektu dobrze budują świat przedstawiony. Pokazują wszelkie aspekty, które będą ważne dla rozwoju opowieści. Widzowie znający chińskie fantasy i lubiący ten gatunek powinni poczuć się jak w domu, ale inni mogą odebrać to trochę jak taką baśń w specyficznej formie. Nie brakuje tu boskich istot, demonów czy magii. To baśniowe podejście uwidacznia się także w opowieści, bo istnieje jasny podział na dobro i zło. Wizualnie też postawiono na dosłowność –  np. zły alchemik ma czarny strój. Twórcy są w tym wszystkim konsekwentni, trzymają się zasad i odpowiednio je wykorzystują –  m.in. kwestia odnalezienia dziecka-demona nie jest tylko efektowną fanaberią. Nadnaturalny element jest kluczowy dla budowy politycznego i zarazem boskiego zawirowania, bo przez działania nowego króla, wielka klątwa dotknie całą Ziemię. Niewątpliwie więc możemy spodziewać się innych przedstawicieli świata nadnaturalnego. Narodziny bogów mają odpowiednio budowane tempo wpływające na walory rozrywkowe. Do tego dochodzą widowiskowe sceny –  jak choćby początkowa bitwa z buntownikami przy lodowym zamku. Nie brakuje też akcji, która jest zrealizowana z pomysłem. Mamy przepych efektów specjalnych. Czasy, gdy Chiny prezentowały CGI na poziomie gier komputerowych z początku XX wieku, już dawno minęły. Oczywiście jest kilka scen niedopracowanych, ale produkcja może się podobać wizualnie. Szczególnie dobrze wygląda pogoń kamiennych potworów za uciekającym bohaterem. Chiny wyprodukowały wiele filmów, które pretendowały do miana wielkich widowisk, ale przez kiepskie efekty nigdy tego statusu nie osiągnęły. Dobrze, że w Narodzinach bogów jest inaczej.
fot. materiały prasowe
Superprodukcja trwa ponad dwie godziny. Choć tempo, jak wspomniałem, jest dobre, twórcy czasem niepotrzebnie przeciągają wątki. Przez to też nie zawsze wszystko wybrzmiewa tak, jakby tego chcieli. Wiemy, że na horyzoncie jest ten ciekawy i lepszy etap, ale droga do niego jest zbyt wyboista. Można było niektóre rzeczy skrócić lub skondensować, co odbyłoby się z korzyścią dla fabuły. Oby twórcy wyciągnęli wnioski przy montażu kontynuacji. Narodziny bogów: Królestwo burz to ambitny projekt. Gwarantuje dobrą rozrywkę, choć niepozbawioną wad. Oby twórcy przy finalizowaniu sequeli wyciągnęli odpowiednie wnioski. Dobrze się to ogląda! Produkcja jest efektowna, ciekawa i pomysłowa.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj