Mamy też ciekawe wprowadzenie nowych postaci, które z pewnością nieźle w tym sezonie namieszają. A przy tym jedna z nich, agent Racine, swym zachowaniem uderza w kolejną amerykańską "świętość". Bo przecież to serial łamiący większość zasad kulturalnej i grzecznej telewizyjnej rozrywki. Do tego, że Banshee to serial pełen seksu i przemocy, już się przyzwyczailiśmy. Ale agent Racine pali papierosy! I to jak! Ciągle i wszędzie. A przecież to w dzisiejszych czasach nie wolno, nie wypada, niezdrowo i w ogóle fuj. Wyraźnie widać, że twórcom tego serialu wręcz przyjemność sprawia łamanie wszystkich zasad i jazda po bandzie w każdej kwestii. Bo seksu i przemocy od początku nowego sezonu jest jeszcze więcej niż w poprzednim (i to nie tylko w pierwszym odcinku - widziałem już trochę więcej). Tyle że w przeciwieństwie do takiego "Spartakusa" tu seks i przemoc są absolutnie uzasadnione i wyraziście uzupełniają przemyślaną fabułę pełną mięsistych postaci oraz świetnych rozwiązań realizacyjnych. W Banshee nie ma tak, że gdy akcja się nie posuwa, to zastępuje ją inne posuwanie - tu akcja pędzi tak, że trudno za nią nadążyć. I ma sens. Finał poprzedniego sezonu, w którym wszyscy dowiedzieli się o przeszłości Carrie i odparto atak jej ojca, wcale nie poprawił niczyjej sytuacji. Bo przecież ojciec przeżył, a Carrie czeka proces. Szeryf Lucas też nie zdążył jeszcze wydobrzeć po niedawnym łomocie i już musi radzić sobie z nowymi zagrożeniami w mieście. A przecież oprócz tego po służbie wciąż zajmuje się kradzieżą. Do tego nowe piękne kobiety w okolicy powodują, że chłopina nie ma czasu się wyspać.
[video-browser playlist="617246" suggest=""]
Twórcy serialu spędzili ostatnie miesiące na analizie tego, co sprawdzało się najlepiej i idą tym tropem. Oczywiście sprawdził się seks i przemoc, ale nie tylko. Mocno na przykład rozkręca się wątek konfliktu z indiańskim kasynem (co, jak przyznał w rozmowie ze mną główny scenarzysta serialu, Jonathan Trooper, nawet dla niego było sporym zaskoczeniem w porównaniu z pierwotnymi planami fabuły). Również chwyty realizacyjne, jak podwójna, równoległa narracja - czy to w postaci retrospekcji, czy dwóch scen dziejących się równocześnie, naprzemiennie i wyraźnie ze sobą korespondujących - stały się w Banshee soczystsze i dodały tej opowieści jeszcze więcej energii.
Twórcy co chwilę przywołują w rozmowie swoje fascynacje mocnym kinem lat osiemdziesiątych - "Szklaną pułapką", "Zabójczą bronią". To widać. I to świetnie, że znowu możemy gdzieś obejrzeć fabułę właśnie w takim klimacie i równie mocną jak dekady temu. To będzie naprawdę dobry sezon.