Nasz ulubiony ciąg dalszy
Szeryf Lucas Hood - czy raczej bezimienny przestępca, który się za niego podaje i pilnuje porządku w małym miasteczku w Pensylwanii - powraca. A wraz z nim cała załoga posterunku w Banshee i reszta mieszkańców. Właściwie trudno tu mówić o jakimś wyraźnym nowym sezonie – to raczej po prostu ciąg dalszy tej samej opowieści. Owszem, połowa premierowego odcinka ma służyć odświeżeniu sobie wszystkich wątków czy też wyjaśnienia ich potencjalnym nowym widzom, ale jest to zrobione tak sprytnie i płynnie, że w ogóle nie nuży.
Szeryf Lucas Hood - czy raczej bezimienny przestępca, który się za niego podaje i pilnuje porządku w małym miasteczku w Pensylwanii - powraca. A wraz z nim cała załoga posterunku w Banshee i reszta mieszkańców. Właściwie trudno tu mówić o jakimś wyraźnym nowym sezonie – to raczej po prostu ciąg dalszy tej samej opowieści. Owszem, połowa premierowego odcinka ma służyć odświeżeniu sobie wszystkich wątków czy też wyjaśnienia ich potencjalnym nowym widzom, ale jest to zrobione tak sprytnie i płynnie, że w ogóle nie nuży.
Mamy też ciekawe wprowadzenie nowych postaci, które z pewnością nieźle w tym sezonie namieszają. A przy tym jedna z nich, agent Racine, swym zachowaniem uderza w kolejną amerykańską "świętość". Bo przecież to serial łamiący większość zasad kulturalnej i grzecznej telewizyjnej rozrywki. Do tego, że Banshee to serial pełen seksu i przemocy, już się przyzwyczailiśmy. Ale agent Racine pali papierosy! I to jak! Ciągle i wszędzie. A przecież to w dzisiejszych czasach nie wolno, nie wypada, niezdrowo i w ogóle fuj. Wyraźnie widać, że twórcom tego serialu wręcz przyjemność sprawia łamanie wszystkich zasad i jazda po bandzie w każdej kwestii. Bo seksu i przemocy od początku nowego sezonu jest jeszcze więcej niż w poprzednim (i to nie tylko w pierwszym odcinku - widziałem już trochę więcej). Tyle że w przeciwieństwie do takiego "Spartakusa" tu seks i przemoc są absolutnie uzasadnione i wyraziście uzupełniają przemyślaną fabułę pełną mięsistych postaci oraz świetnych rozwiązań realizacyjnych. W Banshee nie ma tak, że gdy akcja się nie posuwa, to zastępuje ją inne posuwanie - tu akcja pędzi tak, że trudno za nią nadążyć. I ma sens. Finał poprzedniego sezonu, w którym wszyscy dowiedzieli się o przeszłości Carrie i odparto atak jej ojca, wcale nie poprawił niczyjej sytuacji. Bo przecież ojciec przeżył, a Carrie czeka proces. Szeryf Lucas też nie zdążył jeszcze wydobrzeć po niedawnym łomocie i już musi radzić sobie z nowymi zagrożeniami w mieście. A przecież oprócz tego po służbie wciąż zajmuje się kradzieżą. Do tego nowe piękne kobiety w okolicy powodują, że chłopina nie ma czasu się wyspać.
[video-browser playlist="617246" suggest=""]
Twórcy serialu spędzili ostatnie miesiące na analizie tego, co sprawdzało się najlepiej i idą tym tropem. Oczywiście sprawdził się seks i przemoc, ale nie tylko. Mocno na przykład rozkręca się wątek konfliktu z indiańskim kasynem (co, jak przyznał w rozmowie ze mną główny scenarzysta serialu, Jonathan Trooper, nawet dla niego było sporym zaskoczeniem w porównaniu z pierwotnymi planami fabuły). Również chwyty realizacyjne, jak podwójna, równoległa narracja - czy to w postaci retrospekcji, czy dwóch scen dziejących się równocześnie, naprzemiennie i wyraźnie ze sobą korespondujących - stały się w Banshee soczystsze i dodały tej opowieści jeszcze więcej energii.
Twórcy co chwilę przywołują w rozmowie swoje fascynacje mocnym kinem lat osiemdziesiątych - "Szklaną pułapką", "Zabójczą bronią". To widać. I to świetnie, że znowu możemy gdzieś obejrzeć fabułę właśnie w takim klimacie i równie mocną jak dekady temu. To będzie naprawdę dobry sezon.
Poznaj recenzenta
Kamil ŚmiałkowskiPoznaj recenzenta
Adam SiennicaDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1962, kończy 62 lat
ur. 1968, kończy 56 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1980, kończy 44 lat
ur. 1965, kończy 59 lat