NCIS: Nowy Orlean ("NCIS: New Orleans") oferuje bardzo słabą sprawę odcinka, która razi wtórnością i oczywistością. Po kilku minutach nic tutaj nie zaskakuje i praktycznie wszystko staje się dla widza jasne, bo widzieliśmy to wiele razy w lepszej i ciekawszej formie. Nie da się jednak ukryć, że sposób prowadzenia śledztwa oraz ogólna koncepcja spin-offu jest bardzo lekka. Ogląda się to nieźle, nawet pomimo tego, że fabuła jest zaledwie przeciętna.
Z postaci w tym odcinku uwagę przyciąga jedynie Pride (Scott Bakula), który dzięki aktorowi wzbudza sympatię, jest interesujący i ludzki. Problem z nim jest tutaj taki, że zdecydowano się na sam początek samodzielnego serialu pokazać sprawę zbyt osobistą dla jego osoby. Niełatwo poczuć emocje w związku z trudnym zadaniem bohatera, kiedy tak naprawdę jeszcze go nie znamy (nie wspominając o tym, że wciśnięto za dużo ckliwości i banału, co odpycha, bo się tutaj nie sprawdza). Tego typu historie nie mogą pojawiać się na początku serialu, kiedy musimy poznać postacie i je polubić.
[video-browser playlist="630787" suggest=""]
O pozostałych bohaterach nie mam zbyt wiele dobrego do powiedzenia. Na razie jest to grupa papierowych, nudnych postaci z nazwiskami, których relacje w ogóle nie porywają. Co prawda C.H.H. Pounder jako doktor Wade prezentuje się poprawnie, ale to zbyt mało na taki serial. Kompletnie nie przekonuje mnie, przynajmniej na razie, dziwna relacja Brody i LaSalle'a, która ma zbyt dużo niezręcznych momentów, prawdopodobnie mających na celu stworzenie efektu humorystycznego - szkoda, że efekt jest odwrotny. Brody staje się wyjątkowo irytująca przez to, że co chwilę się chichra i uśmiecha bez sensownego uzasadnienia. I jeśli już bohaterka zapowiada czarny pas w aikido, taka sytuacja nigdy nie może skończyć się na samych słowach, jak tutaj to miało miejsce.
Gdy jakiś serial jest osadzony w Nowym Orleanie, istotną rolę odgrywać musi warstwa muzyczna. Ta jest tutaj zaledwie poprawna. Scen, w których klimatyczna muzyka miasta odgrywa jakąś rolę, jest za mało, by mogła ona budować atmosferę odróżniającą ten serial od pozostałych dwóch. W tym aspekcie jest potencjał na o wiele więcej.
Czytaj również: Bryan Kirk kompozytorem "NCIS: New Orleans"
NCIS: Nowy Orlean zaczyna się dość przeciętnie. Jedynie postać grana przez Scotta Bakulę motywuje do tego, by dać szansę tej produkcji.