Na samym wstępie kilka słów wyjaśnienia – najpierw obejrzałem Nerve w reżyserii duetu Henry Joost i Ariel Schulman, a dopiero później zabrałem się za lekturę książki. Siłą rzeczy na powieść Nerve Jeanne Ryan patrzyłem z perspektywy seansu i w niniejszej recenzji bardziej porównuję oba utwory, niż analizuję samą książkę. Założenia fabularne są proste i dobrze wpasowują się w popularny obecnie trend tworzenia nieco dystopicznych historii dla młodzieży z nutką dreszczyku. Bohaterką powieści jest nastolatka Vee, która rozgoryczona swoim nijakim życiem postanawia coś zmienić i zaczyna grać w tytułowe Nerve - grę polegającą na wypełnianiu ryzykownych wyzwań stawianych przez tajemniczych organizatorów. W trakcie poznaje przystojnego – a jakże! – Iana, a sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli i staje się coraz bardziej niebezpieczna. Nie będę owijał w bawełnę. O ile film mi się całkiem podobał, to już jego literacki pierwowzór zdecydowanie rozczarował. Niby oba dzieła są o tym samym, ale rozłożenie akcentów jest zupełnie różne. Obraz miał zdecydowanie bardziej wyraziste postacie, umiejętniej balansował między humorem a poczuciem zagrożenia, wreszcie sama oś fabularna została lepiej poprowadzona. Z drugiej strony – i to akurat jest atut powieści – zakończenie zaproponowane przez Ryan jest znacznie bardziej wiarygodne, mniej ostateczne i bez rozwiązań wyciągniętych z kapelusza. Warto zaznaczyć, że - oprócz ogólnych ram - fabuły książki i jej adaptacji znacząco się różnią. W filmie wyzwania stawiane przed bohaterami były znacznie bardziej zróżnicowane. W powieściowym Nerve mają one przede wszystkim wymiar psychologiczny i polegają na emocjonalnym katowaniu postaci. Część z nich opiera się o przełamywanie barier i własnych ograniczeń, ale nacechowana jest negatywnie – jak choćby o podtekście seksualnym. I być może nawet był to jakiś pomysł, który by się sprawdził, ale przy bardzo schematycznych i nijakich postaciach, a także sztampowych zwrotach akcji, jakakolwiek siła oddziaływania na czytelnika niknie.
Źródło: Dolnośląskie
Zresztą nadmierne uproszczenia i schematyczność rozwiązań przejawia się też na pozostałych płaszczyznach powieści. Nawet sam pomysł na tytułową grę został rozwinięty w minimalnym stopniu – autorka jedynie rzuca kilka koniecznych dla nakreślenia sytuacji ram, ale nic nie rozwija. Enigmatyczność ma w tym przypadku swoje atuty, ale została za daleko posunięta, przez co całość sprawia wrażenie zawieszonej w próżni. Ponadto Nerve napisane jest prostym językiem w pierwszoosobowej narracji, co w zamierzeniach miało zapewne pomóc czytelnikowi wczuć się w emocjonalne wstrząsy towarzyszące Vee, ale w rzeczywistości tylko podkreśliło infantylność zachowań postaci. Pewnie, to powieść młodzieżowa przeznaczona przede wszystkim dla nastoletnich dziewczyn, ale ekranizacja pokazała, że można utrzymać taki charakter, a jednocześnie nie popadać co chwilę w banał. Konkluzja jest taka, że film wziął z powieści przede wszystkim pomysł, ale opakował go zupełnie inaczej. Porównanie wypada zdecydowanie na korzyść kinowej produkcji, choć w kilku miejscach to książka prezentuje bardziej pomysłowe lub wiarygodne rozwiązania.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj