Nadszedł czas pożegnań. EA powoli rozstaje się z marką "NHL" na konsolach minionej generacji. "NHL Legacy Edition", które ukazało się na równi z grą "NHL 16" na konsolach 8. generacji, ma być udobruchaniem graczy pozostających jeszcze przy past-genach. Lecz zamiast zrobić to w formie darmowej aktualizacji składów i strojów drużyn, EA wolało wypuścić "nowy" produkt, a raczej stary – bo identyczny jak przed rokiem – w cenie pełnoprawnego tytułu. W dodatku znalezienie gry w sklepach w pudełkowym wydaniu graniczy z cudem. Podtytuł "Legacy Edition" źle kojarzy się przede wszystkim posiadaczom konsoli Nintendo Wii, których EA potraktowało jak graczy niższej kategorii i dojne krowy zarazem. Chodzi o gry z serii "FIFA 14" i "FIFA 15" - obie na konsoli Wii mają właśnie taki podtytuł, a nie zmieniły się wcale w porównaniu do swych poprzedniczek. Teraz podobny zabieg mamy przy okazji "NHL Legacy Edition". Gra nie posiada żadnych zmian w stosunku do tego, co udostępniono nam w "NHL 15" na PlayStation 3 i Xbox 360. No, poza oczywiście aktualizacją składów i koszulek drużynowych, ale to żadna nowość, jeśli chodzi o gry sportowe.

[video-browser playlist="749109" suggest=""]

Marka "NHL" na konsolach Xbox 360 oraz PlayStation 3 od kilku lat stoi w miejscu. Ograniczenia techniczne tych sprzętów wstrzymały pęd ku realizmowi tejże marki. To zrozumiałe, że tak musi być, ale od twórców, którzy chcą od nas na premierę z grubsza 180 zł za grę, wymagamy więcej niż tylko przeniesienia zawodników do aktualnych drużyn. To mogę sobie zrobić samemu, a braki nowych zawodników nadrobić poprzez ich tworzenie. Nie bez powodu zaczynam od wad tego tytuł, bo tych jest więcej niż zalet. EA Canada, odpowiedzialne na "NHL 16" i tę ubogą odsłonę, nie napracowało się przy tworzeniu tego tytułu. Paniom i panom z Electronic Arts nie chciało się nawet zmienić szaty graficznej, a więc po odpaleniu "NHL Legacy Edition" gra wita nas znanym z poprzedniej części ekranem powitalnym. Jedyną zauważalną różnicą jest delikatna zmiana logo. Później jest już tylko kopiuj i wklej z "NHL 15" na poprzedniej generacji konsol. Jaki w tym wysiłek? Żaden, bo takie nałożenie ekranu tytułowego to nawet ja mogę zrobić w pierwszym lepszym programie graficznym, a grafik ze mnie żaden. Czytaj także: Prezentacja trybu kariery w „NHL 16” – zwiastun Dalej nie jest lepiej. To samo menu, to samo pytanie dotyczące naszej ulubionej drużyny, dzięki której delikatnie zmieni się motyw tematyczny gry, te same tryby - innymi słowy nuda. Jedyną zauważalną zmianą jest muzyka, która lekko spuściła z tonu. Gdzie się podziały te gitarowe brzmienia, które nadawały charakterystycznego zacięcia i pobudzały do prawdziwie kontaktowego sportu, jakim jest hokej na lodzie? Zniknęły. Zamiast tego mamy kolejne pseudorockowe kawałki ocierające się o muzykę pop. To zdecydowanie wada. Nawet przy doborze ścieżki dźwiękowej się nie postarano. Przyjrzyjmy się trybom gry. Nie spodziewajcie się zaskoczenia – dostajemy to samo co przed rokiem. Standardowo najciekawsza jest kariera, którą zaczynamy od stworzenia własnego hokeisty lub wybrania jednego z aktualnych zawodników ligi. To tam również podejmujemy decyzję, od którego szczebla chcemy zacząć rozgrywki. Turniej juniorski z draftem do NHL, a może od razu kariera w najlepszej hokejowej lidze świata? A co powiecie na juniorską ligę, turniej i później draft? Jest i taka opcja do wyboru. Pod tym względem się postarano, ale przecież to nic nowego, bo tryb Be A Pro znamy już od 5 lat i zasadniczo się on nie zmienił. Kolejne rodzaje rozgrywki w "NHL Legacy Edition" to też już stara szkoła znana od lat. Sezony, tryb managerski, pojedyncze spotkania offline i online, turnieje, Hockey Ultimate Team - wszystko wygląda identycznie jak przed rokiem. Ta sama otoczka, takie same reguły gry. Fan hokeja na lodzie znajdzie tutaj swoją niszę, ale jeśli posiada ubiegłoroczną edycję, to niech przy niej pozostanie. Przynajmniej uniknie rozczarowania po kontakcie z "NHL Legacy Edition". Jeśli chodzi o podejście EA do mechaniki gry, to tutaj mocno uwypukla się - a jakże - znikomy nakład pracy włożony w przygotowanie tej odsłony. "NHL 15" nie było grą wolną od błędów i schematów, które sztuczna inteligencja wykorzystywała do punktowania graczy (i vice versa). Jeden mecz na poziomie trudności superstar (najwyższym z możliwych) udowodnił, że mechanika "NHL Legacy Edition" to również kopiuj i wklej z poprzedniej części. Po kilku minutach już wiedziałem, jak komputer prowadzić będzie rozgrywkę przeciwko mnie oraz jak samemu pokierować zawodnikiem, żeby w kilka chwil natrzepać bramek i zejść z tafli niepokonanym. Oczywiście najpierw trzeba było przedrzeć się na tercję obronną przeciwnika, a później w specyficzny sposób podejść do bramki i oddać strzał. Zdecydowana ich większość znajduje swój finał w postaci zdobyczy bramkowej. Kilka takich meczy i człowiekowi odechciewa się zabawy. Koniec końców z braku nowości gra ląduje na półce. W innym przypadku trafia na aukcję z nadzieją, że uda się ją sprzedać po odpowiedniej cenie, dzięki której nie straci się tak dużo. Czytaj także: Podejrzewany o gwałt gwiazdor znika z okładki „NHL 16” Nowości próżno szukać również w prowadzeniu rozgrywki. Kilka różnych stylów gry plus '94 Anniversary Mode, czyli znacznie uproszczona zabawa, w której ograniczamy się do kilku przycisków na padzie, ze zdecydowanie uproszczoną grafiką tafli lodu – rodem sprzed dwóch dekad. Raczej ciekawostka i hołd dla gry z tamtych lat niż coś godnego zainteresowania. "Ale to już było" Maryli Rodowicz sprawdza się i tutaj.

[video-browser playlist="749111" suggest=""]

Oprawa graficzna trzyma poziom konsol minionej generacji. Dwa lata obecności PlayStation 4 i Xbox One na rynku przyzwyczaiły nas do tego, że gry wyglądają pięknie. Przesiadka na poprzednią generację kłuje w oczy, lecz nic z tym nie zrobimy. Z pustego i Salomon nie naleje. Trudno ocenia się grafikę w minionej generacji konsol, kiedy większość czasu spędza się przy grach z najwyższej półki, dlatego znów muszę się odwołać do "NHL 15", przy której spędziłem setki godzin. I nie zgadniecie - żadnej zmiany. Zupełnie jakby czas stanął w miejscu. "NHL Legacy Edition" nie prezentuje się ani ładnie, ani brzydko. Ot, poprawnie i w granicy standardów, jakie są do osiągnięcia na minionej generacji platform. Trudno odmówić Elektronikom tego, że nie chcieli zostawić fanów marki na lodzie, jednak to, w jaki sposób do tego podeszli, zasługuje na reprymendę. "NHL Legacy Edition" nie jest warte złamanego grosza. Gra jest dokładnie tym samym, co otrzymaliśmy rok wcześniej, lecz z dopiskiem "Legacy Edition". Nawet nie postarano się o wyeliminowanie głupich błędów bramkarzy i utartych schematów prowadzenia gry przez SI. Z braku alternatywy i konkurencji w tym segmencie gier sportowych EA może sobie pozwolić na takie coś. Ja nie muszę się z tym godzić i mam nadzieję, że Wy również pokażecie firmie, co myślicie o takiej polityce wydawania nowych-starych gier i sprzedawania ich w standardowej cenie. Zdecydowanie bardziej ceniłbym sobie politykę firmy, gdyby powiedzmy za 1/3 tej ceny zaoferowała płatną aktualizację do tegorocznego sezonu NHL. Zamiast tego EA wciska nam to samo pod szyldem nowości i unikatowości. Ja tego nie kupuję, a posiadaczom "NHL 15" zalecam pobawienie się i ręczne aktualizowanie składów drużyn. Unikniecie w ten sposób zawodu w postaci "NHL Legacy Edition", a w kieszeni zostanie Wam 180 zł na wydatki ciekawsze niż ta gra. PLUSY: + pełna licencja na ligi NHL, AHL, CHL, Liiga, SHL, DEL, Extraliga ledniho hokeje i National League, + jedyna gra sportowa podejmująca tę tematykę na poprzedniej generacji, + grafika na poziomie PS3 i Xbox 360. MINUSY: – zupełny brak nowości w grze, – powielone błędy z ubiegłorocznej odsłony, – mierna oprawa dźwiękowa, – brak oficjalnego kanału dystrybucji w Polsce (wydanie pudełkowe), – cena.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj