Twórcy Skandalu momentami zapędzaj się w niektórych wątkach, które zamiast ciekawić i emocjonować, zaczynają przybierać formę autoparodii. Czymś takim jest z całą pewnością pseudoromans Fitza i Olivii, który co odcinek oferuje nam to samo: albo się całują, albo się kłócą - ile można? Zaczynać odcinek od niosącej się przez korytarz kłótni prezydenta Stanów Zjednoczonych z jego kochanką? Tak samo źle wypada rozmowa o uczuciach w Gabinecie Owalnym. Ileż można wałkować to samo i nawet nie próbować tego rozwinąć? Ten romans zaczyna schodzić poniżej poziomu młodzieżówek ze stacji The CW. Olivia sprawia coraz gorsze wrażenie i jako główna bohatera staje się po prostu antypatyczna.

Potwierdzeniem tego jest scena rozmowy Mellie z Olivią o domniemanym kochanku pierwszej damy. Prezydentowa świetnie poprowadziła dialog, który napiętnował zachowanie panny Pope. Olivia jest w tym równaniu tą złą i nic, co powie, tego nie zmieni. Wątek Mellie psuje się, gdy przechodzi do jej relacji z przyjacielem Fitza. Romans wisiał w powietrzu od poprzedniego odcinka i jeśli teraz, zgodnie z oczekiwaniami, wzbudzi to jakąś zazdrość Fitza, dostaniemy popłuczyny po telenoweli. Kolejny niepotrzebny wątek romantyczny.

[video-browser playlist="635323" suggest=""]

Świetnie wygląda praca Jake'a, który odkrywa sekrety B16 i poznaje szczegóły tego, do czego tak naprawdę ma dostęp. To jest trochę absurdalne, kiedy Olivia chce wykorzystywać Jake'a do za bardzo trywialnych rzeczy, gdy on ma na głowie naprawdę poważne sprawy. Olivia Pope z dawnych sezonów rozegrałaby to wszystko zupełnie inaczej i bardziej przekonująco, a teraz wygląda to nie najlepiej. Dobrą w tym rolę odgrywa Quinn, która, mam nadzieję, dostanie coś więcej do roboty, bo na razie za bardzo zepchnięto ją na dalszy plan.

Tak naprawdę w tym odcinku działa tylko wątek Jamesa i Rosena, którzy wspólnie wyśmienicie knują intrygi, jednocześnie stąpając po cienkim lodzie. Obaj czują oddech Cyrusa na karku (choć James trochę bardziej), a stawka zaczyna być bardzo wysoka. To intryga w pięknym stylu Skandalu, która trzyma poziom.

Końcówka jedynie udowadnia, że z tym serialem zaczyna być coś bardzo nie tak. Samo pojawienie się matki Olivii było już naciągane, a teraz jej powrót jako geniusza zbrodni stojącego za machinacjami zaczyna trącić przesadą i banałem. Skandal zawsze był serialem, który skutecznie imitował rzeczywistość, jednocześnie dynamicznie budując napięcie i emocje. Teraz coraz bliżej mu do telenoweli.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj