Nie ocali cię nikt to ciekawie zapowiadający się horror o… kosmitach. Film jest dostępny na Disney+. Oceniam.
Nie ocali cię nikt to jedna z jesiennych nowości w bibliotece Disney+. Fabuła skupia się na Brynn Adams, młodej dziewczynie, która samotnie mieszka w wielkim domu poza miastem. Pewnej nocy jej spokój zostaje zakłócony – do domu włamuje się intruz. Gdy Brynn przymierza się do konfrontacji z włamywaczem, okazuje się, że jest nim... przybysz z kosmosu. Przerażona bohaterka odkrywa, że całe miasteczko stało się celem inwazji obcych, a istota w jej domu to nie jedyne zagrożenie, z którym będzie musiała się zmierzyć. Reżyserem filmu jest
Brian Duffield.
Cała akcja produkcji rozgrywa się w zasadzie w ciągu jednej doby – inwazja obcych rozpoczyna się w nocy, a jej konsekwencje rozciągają się na kolejny dzień. Precyzyjnie jest też określone miejsce akcji, bo prawie wszystko rozgrywa się w jednym domu lub jego okolicy. Ten zabieg sprawia, że świat przedstawiony wydaje się maleńki, wręcz klaustrofobiczny. Fakt, że dom jest poza miastem, dodatkowo podkręca to wrażenie, ponieważ bohaterka jest zdana sama na siebie. Produkcja całkiem umiejętnie trzyma w napięciu, co w fajny sposób buduje klimat opowieści. Warto wspomnieć, że całość trwa zaledwie półtorej godziny. To optymalny wymiar czasowy dla tego typu fabuły.
Wcielająca się w główną bohaterkę
Kaitlyn Dever gra głównie mimiką – Brynn to doświadczona przez los dziewczyna, która w wyniku traum sprzed lat w zasadzie w ogóle się nie odzywa. Jej aspołeczność jest sygnalizowana na różne sposoby – od introwertycznego stylu bycia, poprzez nieumiejętność zabrania głosu publicznie, aż po stosowanie kamuflażu w autobusie. Aktorka dobrze radzi sobie z rolą, która – jakby nie patrzeć – jest bardzo wymagająca. Widzowi udziela się nie tylko jej przerażenie, ale też szereg innych emocji, które targają nią w sytuacjach stresowych, co sprawia, że historia mocno angażuje. Dzięki zarysowaniu aktualnej kondycji psychicznej kobiety, wszystkie podejmowane przez nią działania (nawet te najbardziej nierozważne) wydają się zrozumiałe. Brynn jest zniewolona przez swoje traumy, przez co nawet w tak dramatycznej sytuacji nie jest w stanie otwarcie poprosić innych o pomoc. Z jednej strony więc punkt wyjścia do tej historii jest dość oryginalny – od samego początku można mieć wrażenie, że oglądamy coś świeżego, innego niż typowy slasher o grupie młodzieży w domku nad jeziorem.
Z drugiej strony wspomniana zawiłość fabuły w pewnym momencie staje się kulą u nogi tej opowieści. Widać to zwłaszcza w drugiej połowie – to wtedy potyczki z przybyszami z kosmosu odchodzą na drugi plan, a kamera skupia się na rozliczaniu bohaterki z przeszłością. W tym miejscu film się rozjeżdża, a budowane wcześniej napięcie ulatuje. Zdaje się, że twórcy trochę przedobrzyli i chcieli, by produkcja była bardziej ambitna. To finalnie staje się jednak pewnym problemem – w tak budowanym horrorze zwyczajnie nie ma miejsca na skomplikowaną historię dramatyczną, którą tutaj próbuje nam się przemycić między wierszami. Tym bardziej że zastosowany tu kaliber jest naprawdę duży, a wśród doświadczeń Brynn pojawiają się: izolacja, wykluczenie społeczne, a nawet morderstwo – bardzo dużo jak na bohaterkę (bądź co bądź) horroru o kosmitach. Film pod koniec nie jest w stanie odpowiednio tego udźwignąć, przez co warstwa dramatyczna nie otrzymuje takiego wydźwięku, na jaki prawdopodobnie liczyli twórcy.
Tym, co trochę mnie zaskoczyło, jest też samo obrazowanie przybyszów z kosmosu. Obcy dysponują superzaawansowaną technologią, a jednocześnie są nam przedstawiani jak bezmyślne istoty, które z łatwością można zabić lub wpędzić w nawet najbardziej oczywistą pułapkę. Z punktu widzenia chrupacza popcornu to oczywiście plus, bo dzięki temu na ekranie non stop dzieje się dużo. Jednak po głębszym przemyśleniu można to uznać za zwyczajnie nielogiczne, a nawet naiwne. Wizualnie i dźwiękowo obcy prezentują się świetnie – przybierają różne formy i kształty, generują przeszywające do szpiku kości odgłosy, a sposób ich działania do końca pozostaje niejasny dla widza. Film oferuje dużo niespodzianek realizacyjnych i montażowych, więc patrzy się na to naprawdę dobrze. Dzięki wszystkim tym zabiegom do fabuły ani na moment nie wkradają się dłużyzny czy nuda, za co należy się duży plus.
Nie ocali cię nikt to na pewno intrygująca propozycja. Nie jest to jednak kino wolne od wad. Jako trzymający w napięciu dreszczowiec może sprawdzić się świetnie, ale jako kino psychologiczne wypada raczej średnio. Do seansu warto zatem podejść niezobowiązująco. Możecie czerpać frajdę z gry w kotka i myszkę z kosmitami po odsunięciu na bok całej warstwy dramatycznej, która finalnie okazuje się zbędnym ciężarem dla fabuły. Plus za bardzo dobrą realizację, klimat, grę aktorską i otwarte zakończenie, które pozwala na wiele różnych interpretacji.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h