Po seansie trudno zebrać myśli w jedną całość, gdyż stało się to, w co chyba żaden z fanów nie chciał uwierzyć lub nie wierzył. Do tego zostało to zrobione w takim stylu, że otrzymaliśmy odcinek, który nie był podobny do żadnego dotąd. Niesamowicie emocjonalny - nie brakowało momentów wzruszenia, jak i chwil, kiedy trudno było utrzymać powagę. Jednak najważniejsze było podkreślenie fundamentów serialu. Że jest to produkcja w dużej mierze o relacjach pomiędzy braćmi, więzach krwi, a nawet czymś więcej. Nie jest to tylko opowieść o walce ze złem i potworami, ale przede wszystkim… o rodzinie!
Dzięki ukierunkowaniu fabuły na ten aspekt w centrum wydarzeń znalazł się Bobby. Znamy go nie od dziś, ale dopiero ten odcinek pokazał, jak wielką osobowością był ten bohater. Został ukazany nie tylko od strony łowcy, ale przede wszystkim zwykłego człowieka, który wiele dotąd przeżył. Miał własne problemy, a pomimo to zawsze pomagał Winchesterom. Ukazanie tej postaci w takim świetle było niewątpliwie godnym jej pożegnaniem. Można nawet rzecz, że ten odcinek złożył hołd drugiemu ojcu niepokornych braci. Niektóre ze scen pokazały to, czego można było się spodziewać po tak dobrym i doświadczonym łowcy, a niektóre zapadną na zawsze w pamięć. Takie jak: rozmowa z kosiarzem, kiedy to wujek Bobby mówi, że nie chce się poddać, bo to są jego chłopcy lub ostatni moment kiedy umiera wymawiając do Deana i Sama charakterystyczne „Idjits”, które powoduje śmiech przez łzy w tej bardzo emocjonalnej scenie.
[image-browser playlist="606507" suggest=""]©2011 The CW Television Network
Na tle podróży Bobby’ego „w głąb siebie”, jak to określili twórcy, obserwujemy jak sobie z całą sytuacją radzą bracia (a raczej nie radzą). Prezentują dwie zgoła odmienne postawy, które ich doskonale charakteryzują. Dean szaleje nie mogąc znaleźć sobie miejsca, daje upust emocjom co wydaje się zupełnie naturalne w takiej sytuacji, a nawet racjonalne. Natomiast zgoła odmienna postawa Sama jest mocno niepokojąca. Teoretycznie myśli zdrowo-rozsądkowo starając się przygotować na nieuniknione, ale przy tym sprawia wrażenie jakby mu w ogóle nie zależało, wypranego z emocji. A podobno to on jest obdarzony większą empatią spośród dwójki braci. To wszystko prowadzi do konfliktów, które są mocno niepożądane w obecnej sytuacji, kiedy Lewiatany siedzą na karku Winchesterom. Swoją drogą zaskoczyło mnie, że twórcy nie wykorzystali potencjału tych potworów, które mogłyby bez trudu opanować personel szpitala i dokończyć dzieła Dicka. I w tym momencie można było się nieco zawieść, że cała akcja była sprowadzona zaledwie do walki o życie bez innych ciekawych komplikacji, ale tego wymagała chyba taka, a nie inna koncepcja odcinka.
W „Death’s Door” nie zabrakło muzyki instrumentalnej na wysokim poziomie oraz efektów slow motion, które pozwoliły osiągnąć efekt bardzo emocjonalnego odcinka. Do tego wszystkiego miło było zobaczyć ponownie kosiarza, który odegrał swoją rolę co najmniej dobrze, a charakterystyczne tik tak tylko potęgowało napięcie i niepewność jak skończy się ostatni w tym roku odcinek Supernatural. Czy Bobby pójdzie na spotkanie śmierci czy też wybierze wieczną tułaczkę? Całość natomiast była okraszona wyśmienitym dialogami, a niektóre z nich, bez wątpienia zapadną widzom na zawsze w pamięć.
[image-browser playlist="606508" suggest=""]©2011 The CW Television Network
Produkcja o niesfornych braciach żegna się z fanami w dobrym stylu. Może odcinek nie był porywający, brakowało mu elementów zaskoczenia, ale za swój bardzo emocjonalny wyraz i odmienność od wszystkich pozostałych bez wątpienia zasługuje na mocną siódemkę w dziesięciostopniowej skali. Słysząc gdzieś wciąż pobrzmiewające w głowie charakterystyczne „Idjits” przeszliśmy przez drzwi śmierci niepewni tego co przyniesie przyszłość – Bobby’ego nie ma, a bracia zostali kompletnie sami w tym okrutnym i przerażającym świecie.
Ocena: 7/10