Wydawać się by mogło, że twórcy Supernatural nie mogą nas już niczym zaskoczyć, że nie mają dobrego pomysłu na serial, tylko żerują na kurze znoszącej złote jaja. Jednak po serii słabszych odcinków przychodzi kilka tych, które dają nadzieję na lepsze jutro. 12. odcinek ósmego sezonu jest właśnie jednym z takich odcinków. Zupełnie bowiem nieoczekiwanie mamy okazję poznać kolejnego dziadka Winchesterów, tym razem od strony ojca. Spotkanie to zostało zaaranżowane przez scenarzystów w nadzwyczaj trafny sposób, bowiem przez dobrze znany motyw podróży w czasie. Co jednak ciekawe, te podróże w Supernatural wypadają dużo bardziej przyzwoicie niż w większości innych produkcji sci-fi. Są racjonalne, dobrze uzasadnione, a przede wszystkim ustrzegają się błędów związanych z paradoksami (np. pradoks dziadka).

Samo natomiast spotkanie z wnukami to kwintesencja relacji rodzinnych w Supernatural. Mieliśmy genialne starcie charakterów – porywczego, nieufnego Deana, zawsze gotowego do kompromisów Sama oraz dosyć ciekawego dziadka Henry’ego z innej epoki. Naprawdę sympatycznie się oglądało, jak ta relacja stopniowo zmieniała się z początkowego zaskoczenia i wrogości w troskę o rodzinę, choćby nawet pochodzącą z innych czasów. Przy okazji twórcy elegancko wypełnili kilka luk fabularnych w historii Winchesterów i mitologii serialu. Mimo że motyw z Ludźmi Pisma jakoś specjalnie nie porwał ani nie zaskoczył, to był ciekawą odskocznią od wątku głównego, z którym de facto zupełnie nieoczekiwanie się połączył. Jednak na odpowiedź, czy tak rzeczywiście jest, przyjdzie nam zapewne jeszcze trochę poczekać. Warto podkreślić, że spotkanie rodzinne było okraszone nastrojową muzyką, dobrze znaną z wcześniejszych odcinków Supernatural i używaną przy podobnych okazjach.

[image-browser playlist="595158" suggest=""]
©2013 The CW Television Network

Jeśli mowa już o tym odcinku i o serialu, to warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden fakt. Większość akcji w produkcjach amerykańskich przez większość czasu odbywa się zazwyczaj w tych samych pomieszczeniach, domach, salach. Natomiast Winchesterowie podróżują po całej Ameryce, dosłownie wzdłuż i wszerz, a do tego czasami wyskoczą sobie na krótką podróż w przeszłość bądź przyszłość. A co tam, każdemu wolno zaszaleć. Jednak jak wiadomo, serial jest kręcony w Vancouver i przy dosyć małym, ograniczonym budżecie, co często odbija się na efektach specjalnych. Nie można jednak odmówić scenografom kreatywności w odwzorowywaniu różnych lokacji, mimo że do dyspozycji mają właśnie to miasto i pobliskie tereny. Ponadto trudno zarzucić im, że robią to na tzw. odwal, bowiem oglądając tak ten odcinek, jak i wcześniejsze, nie można powiedzieć, że lokacje wyglądają sztucznie. Wrażenie jest wręcz odwrotne – jest realistycznie, niezależnie czy akcja akurat toczy się na Dzikim Zachodzie, w lasach Kansas, czy latach 70. W tym aspekcie koledzy z branży mogą się uczyć od ekipy Supernatural.

Kolejny odcinek przygód braci Winchester, mimo że w dużej mierze oderwany od wątku głównego, zapewnił ciekawą rozrywkę w starym dobrym stylu. Ponadto był to jeden z lepszych odcinków w ostatnim czasie, którego nie miało ochoty się przyspieszać. I mimo że muszę powiedzieć, iż dobrze się przy nim bawiłem, to trudno patrzeć mi optymistycznie w przyszłość, bowiem jak na razie nowy showrunner – Jeremy Carver - zrobił więcej złego niż dobrego. Ten odcinek jest tak naprawdę jednym z niewielu, które mu wyszły. Natomiast naszym łowcom zdaje się zaczyna brakować nowych potworów do pokonania, bowiem Abbadon nie jest żadną nowością, nawet jeśli bracia niespecjalnie umieją sobie z nim poradzić. Jak będzie? Czas pokaże. Ja mam jedynie nadzieję, że się mylę, wieszcząc zjazd po równi pochyłej jednemu z moich niegdyś ulubionych seriali.

Ocena: 7/10

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj