Supernatural ("Supernatural") w 4. odcinku 10. sezonu sprawnie rozprawia się z dotychczas najciekawszym wątkiem - Dean został przez Sama (z niewielką pomocą Castiela) szybko i prosto wyleczony ze swojego demonizmu, a interesujący dla wielu fanów element fabuły zniknął "jak złoty sen". Winchesterowie wsiedli do Impali i ruszyli w drogę rozwiązywać kolejną sprawę. Co prawda w czasie jazdy trochę trzęsie, ale teoretycznie kierunek jest dobry.
Twórcy Nie z tego świata z uporem od 2 sezonów próbują wrócić do korzeni, ale nie za bardzo im to wychodzi. Nie rozumiem tego trendu, bo naprawdę nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, a formuła "potwora tygodnia", chociaż atrakcyjna dla części widzów, jest nieco archaiczna w zestawieniu z ewolucją postaci oraz ich celów i wreszcie z rozrostem samego serialowego uniwersum. Fillery w ostatnich sezonach bywały niezłe, ale niestety te gorsze albo kompletnie bezsensowne przeważały. W 10. sezonie nadszedł czas na "potwora tygodnia" - i nie, nie jest to dobra wiadomość dla widzów.
[video-browser playlist="632856" suggest=""]
Fabuła odcinka nie kryje większych niespodzianek. Sam i Dean po wyczerpujących wydarzeniach z początku sezonu robią sobie mały urlop. Spędzają go jak prawdziwi faceci, siedząc nad jeziorem i popijając piwko w celach relaksacyjnych. Z rozmowy prowadzonej przez Winchesterów dowiadujemy się, że urlop jest fajny, ale Dean chce do pracy. Sam się waha, Dean przekonuje go, że naprawdę jest z nim wszystko w porządku, i tak panowie wracają "na etat". W małym miasteczku ktoś lub coś rozrywa ludzi na strzępy. Winchesterowie bardzo szybko orientują się, że są to ofiary wilkołaka, i równie szybko trafiają na domniemanego sprawcę, czyli Kate. Dziewczyna jest wilkołakiem, którego widzimy w serialu po raz drugi. Pierwszy raz wystąpiła w sezonie 8, w odcinku "Bitten" - nie spotkała się bezpośrednio z Winchesterami, a całą historię, opowiedzianą w konwencji paradokumentalnej, poznaliśmy z oglądanego przez Sama i Deana filmu na laptopie. Kate staje się pierwszą podejrzaną, ale jak się okazuje, jest niewinna. Niechętnie współpracując z braćmi, Kate naprowadza ich na trop właściwego sprawcy, czyli swojej siostry - Tashy. W finale Tasha ginie, a Kate odchodzi.
Odcinek sprawia wrażenie typowego fillera, ale jest to wrażenie błędne. "Paper Moon" jest tak mocno "fandomowy", że każdego widza niezainteresowanego fanowskimi dyskusjami, spekulacjami i kłótniami może po prostu znużyć. Ktoś, kto nie jest zagorzałym fanem, niekoniecznie ma ochotę wsłuchiwać się w każdy niuans toczonych przez braci w Impali rozmów, a tych w 4. odcinku jest mnóstwo. Do tradycyjnych samochodowych pogawędek pod koniec prawie każdego odcinka zdążyliśmy się wszyscy przyzwyczaić. W tym ich liczba przekracza granice wytrzymałości zwykłego widza i nieco nudzi. Także losy Kate i Tashy, będące niejako odbiciem losów Winchesterów w pigułce, są nachalnie i łopatologicznie paralelne. Szkoda, że Kate, która wydaje się być energiczną i odważną dziewczyną, nie dostała własnej historii, tylko została zmuszona przez scenarzystów do powtarzania Deanowych i Samowych błędów. Morał z tej historii też jest dziwny. Nie wiadomo, czy Sam powinien zabić demona, którym stał się jego brat, czy też mógł go zabić, a nie zabił. Dodatkiem do tego wszystkiego jest dziwaczny i bezwolny Dean, który za wcześnie lub za późno wyciąga broń, nie potrafi zabić wilkołaka i zgadza się ze wszystkim, co zasugeruje Sam. Sam z kolei niemal wyskakuje ze skóry za każdym razem, kiedy pojawia się jakiekolwiek zagrożenie, sprząta bratu sprzed nosa atakującego wilkołaka i kompletnie nie wie, jak postępować z Deanem obarczonym Znakiem Kaina. Dokąd to prowadzi? W przypadku tego odcinka - do ukradkowego ziewania.
Czytaj również: "3001. Odyseja kosmiczna. Finał" Arthura C. Clarke'a jako miniserial!
Dla mnie osobiście jako "deangirl" i osoby mocno siedzącej w fandomie odcinek "Paper Moon" jest materiałem do przemyśleń i do poważnych dyskusji. Dla widza oglądającego Nie z tego świata bez fandomowego bagażu odcinek jest nudnawy, lekko męczący i o niczym. 11 listopada zostanie wyemitowany 5. odcinek 10. sezonu, będący jednocześnie 200. odcinkiem serialu. Jak powiedział Jeremy Carver, główny showrunner , ma to być "list miłosny do fanów". Pozostaje mieć nadzieję, że nie będzie tak bardzo hermetyczny jak "Paper Moon".