Sezon dwunasty Nie z tego świata zbliża się ku końcowi i akcja nieco nabrała tempa. Odcinek The Future sporo namieszał w lekko zastałej wodzie, w jaką zmieniła się ostatnio główna linia fabularna i prowadzi fanów w dość nieoczekiwanym kierunku. Czy epizod dziewiętnasty daje nadzieję na dobry finał? Oceniam.
Odcinek The Future wyreżyserowała Amanda Tapping, dla której jest to kolejny już kontakt z
Nie z tego świata, tym razem po drugiej stronie kamery. Jest to zdecydowanie udana realizacja, odcinek nie dłuży się ani przez moment i cały czas na ekranie o coś chodzi ( a różnie z tym bywało w tym sezonie). Przede wszystkim chwała scenarzystom za to, że nareszcie możemy poznać Kelly. Jak do tej pory jej obecność sprowadzała się do roli „inkubatora” na nogach, szarpanego w różne strony przez osoby, które ją porywały, uwalniały, więziły i prowadzały na USG. W odcinku poznajemy w końcu ją samą, jej dramat i wątpliwości. Widzimy, jak traci nadzieję i jak zyskuje ją ponownie, a z przerzucanej z rąk do rąk, bezwładnej kobiety zmienia się w walczącą matkę z poczuciem misji. Przemiana znacząca i naprawdę ciekawa. Czy tego Antychrysta scenarzyści też wyślą na Antypody?
Znowu pojawia się Castiel, którego od jakiegoś czasu (ku dużej uldze piszącej te słowa) w sezonie nie było, a raczej istniał jako poczta głosowa. Sądząc po jego roli w The Future, najwyraźniej zapowiadany szumnie przed sezonem w promocyjnych wywiadach powrót anioła do formy w końcu nastąpił i stanie się on ważną postacią w finale. Jako, że ciężko mi być obiektywną w odniesieniu do Castiela, bo go po prostu nie lubię, z niechętnym uznaniem stwierdzam, że zapowiada się to całkiem sensownie, chociaż nieodparte skojarzenia z Józefem są dość oczywiste.
Winchesterowie w odcinku wiele pola do popisu nie mają. Zabawne są fochy Deana na swojego anielskiego przyjaciela i reakcja na kradzież Impali. Pomysł na neutralizację małego nefilima, wymyślony przez Sama to ryzykowne, acz ciekawe rozwiązanie, ale sądząc po rozwoju intrygi, ma niewielkie szanse na wprowadzenie w życie. A co do reszty – zaufanie do przyjaciela czasem nie popłaca.
Perełką jest króciutki występ Marka Pellegrino. Cieszę się, że po eksperymentach z różnymi aktorami będącymi naczyniem dla Lucyfera, wrócono do sprawdzonego aktora, który nieodmiennie kojarzyć się będzie fanom z tą postacią. Jego rozmowa z Dagon to majstersztyk stuprocentowej, niezafałszowanej „lucyferowatości”.
Ogólnie oceniając odcinek, trzeba podkreślić, że miał sporo sensu, a co najważniejsze, działania i motywacje bohaterów nie były wzięte z sufitu, tylko w miarę logicznie uzasadnione. Zapowiada to ciekawe rozwiązanie zakończenia sezonu (a trzeba pamiętać, że łowcy mają jeszcze na karku brytyjskich Ludzi Pisma), za co trzymam kciuki pozostając niezmiennie i mimo wszystko – fanką.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h