Dzięki wątkom tajnego więzienia i brawurowej ucieczki otrzymaliśmy odcinek klimatem przypominający stare dobre filmy akcji – ze zbiegami przedzierającymi się przez leśne ostępy, taplającymi w zimnych strumieniach i ściganymi przez stróżów prawa. W przypadku First Blood konwencja zadziałała bezbłędnie, wnosząc coś odświeżającego, mimo że stylizowanego na Ucieczkę z Alcatraz. Mówiąc wprost – sceny pościgu, walki i towarzyszących im przepychanek słownych były znakomite i oka od nich nie można było oderwać. Jeśli chodzi o samo uwięzienie, wiemy, że Winchesterów (mężczyzn po wielu przejściach) niełatwo złamać, zwłaszcza fizycznie, na co akurat tajni agenci się nie zdecydowali (chyba, że za tortury uznamy więzienne jedzenie – jak zwykle strawne dla Deana i okropne dla Sama), ale nuda i przymusowa bezczynność okazały się gorsze, niżby się nam wydawało. Wikt i opierunek bracia mieli zapewnione, ale brak rozrywki zabija… czasem dosłownie. W każdym razie ludzie zanudzeni niemal na śmierć potrafią wymyślać przedziwne sposoby na ucieczkę i przystać na kolejny pakt, z których każdy – jak wiemy już z samego założenia – jest złem wcielonym. Tak więc Winchesterowie zmagali się z więzienną nudą, a tymczasem Mary i Castiel (nawet nieźle dogadujący się ze sobą) nie ustawali w wysiłkach, by braci odnaleźć, co nie szło im łatwo. Crowley nie kwapił się z pomocą, mimo że zaserwował jeden z lepszych tekstów odcinka, porównując Winchesterów do wirusa opryszczki, który zawsze wraca. Ciekawie było przekonać się, że Mary Winchester, podobnie jak jej synowie, stosuje zasadę – jeśli nie wiesz, co można poradzić na palący problem, zajmij się kolejnym polowaniem. Jeszcze ciekawiej było przyglądać się ewolucji Castiela – co prawda jako łowca okazał się do niczego (scenarzysta Andrew Dabb przesadził z niedocenianiem anioła), ale nad wyraz rozwinął się w emocjonalnych przemowach i podejmowaniu słusznych (sic!) decyzji. A Misha Collins bardzo trafnie owe emocje odegrał. W First Blood pojawili się również brytyjscy Ludzie Pisma (w tym Mick Garris grany przez Adama Fergusa), ciut nadmiernie wszystkowiedzący i zgodnie z przypuszczeniami – dwulicowi oraz uwielbiający radykalnie zacierać za sobą (i nie tylko za sobą) wszelkie ślady. Ich próby nawiązania współpracy z amerykańskimi łowcami zdawały się pasmem porażek, ale być może w końcu zaświtała dla nich jutrzenka nadziei. Niestety. Gdyby wybierano tekst odcinka, wahałabym się między dialogiem Deana z agentem Sanchezem, w którym starszy z Winchesterów celnie punktował, że to raczej oni zostali uwięzieni z braćmi w lesie, a nie odwrotnie, bądź podsumowanie Sama, że Winchesterowie są tymi, którzy uratowali świat. Dodam, że niejednokrotnie. I że jakoś do tej pory nikt im za to nie podziękował. Cóż, może kiedyś świat ich doceni... choć jeszcze nie w First Blood.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj