Pod koniec sezonu Nie z tego świata porzuca zapychacze (nic dziwnego – do finału zostały raptem trzy odcinki) i koncentruje się na walce Team Free Will z Bogiem. Walce, powiedzmy sobie szczerze, z góry skazanej na porażkę, bo to Chuck nadal pociąga za sznurki i zręcznie manipuluje pionkami na szachownicy. Ba, udało mu się nawet przekonać do swojej wizji Amarę, która stanęła po stronie braci, tylko po to, by dowiedzieć się, że ją także pragną unicestwić. Pytanie retoryczne: mówiłam, że to się źle skończy? Nieco napięta sytuacja miedzy braćmi sprawiła, że w Unity (co za ironia losu) za obopólną zgodą, rozdzielili się. Dean wyruszył wraz z Jackiem po ostatni składnik śmiercionośnego oręża przeciw bliźniętom Światła i Ciemności, by spotkać pierwszego człowieka, Adama i jego anielską opiekunkę Serafinę – dwójkę istot nader ekscentrycznych, gdy tymczasem Sam i Castiel postanowili tak długo przeszukiwać tajemne księgi, aż znajdą zupełnie inny, niż poświęcenie Jacka, sposób na pokonanie Boga. Księgi uparcie milczały, za to przemówiły ukryte w skrzyniach skarby Ludzi Pisma. Ściślej mówiąc – jeden ze skarbów, a mianowicie klucz Śmierci, prowadzący prosto do jej biblioteki. Albowiem tam, gdzie jest klucz, musi być i brama, prawda, Drodzy Widzowie Nie z tego świata, pamiętający scenę odgrywaną przez braci Winchester, grających aktorów, grających ich samych w metaodcinku French mistake? I oto słowo stało się ciałem. Sam znalazł klucz otwierający drzwi do Biblioteki Śmierci, gdzie… nieoczekiwanie spotkał Pana Pustkę, przepraszam, Panią Pustkę (bardzo ładny sposób, by pozwolić raz jeszcze zagrać Rachel Miner). Przy okazji, mordowanie kolejnych bibliotekarzy przeszyło me bibliotekarskie serce na wskroś, ale rozmowa Pustki z wijącym się jak piskorz, improwizującym Samem była czystym złotem. Dzięki niej dowiedzieliśmy się, że Billie ma swój własny, jednoznaczny plan? Zaskoczeni? Wątpię.
fot. materiały prasowe
+10 więcej
Jednak czego byśmy nie widzieli i nie usłyszeli w tym odcinku, najbardziej emocjonalne okazało się starcie braci. Scena pełna nabuzowanych emocji i na tyle bolesna, że większość oglądających zbierała poranione serduszka z podłogi. Od pewnego czasu Dean jest tak zmęczony, zdesperowany i wściekły, że ślepo podąża za swoim zacietrzewieniem. Zafiksował się na unicestwieniu Boga i tym samym - uwolnieniu z chomiczego kołowrotka do tego stopnia, że nie zwraca uwagi na fakt, że zmierza do celu po przysłowiowych „trupach”. Nie czyni to z niego antybohatera, tym bardziej, że wszyscy wiedzą, że ma serce po właściwej stronie i na koniec zapewne to on poświęci się bardziej, niż ktokolwiek inny, ale oglądanie go w wersji berserka – boli. A gdy już wydawało się, że braterskie niebezpieczeństwo zostało zażegnane (choć pozostało pytanie, co zrobić z Jackiem na granicy wybuchu Supernowej), na scenę wkroczył Chuck, cały na biało, po czym scenarzyści zostawili nas z dramatycznym cliffhangerem i mętlikiem myśli. W jaki sposób Team Free Will wybrnie z bezpośredniego starcia z Bogiem, łączącym w sobie Światło i Ciemność (zacny efekt specjalny), kiedy – jakby nie było, do końca sezonu i serialu zostało nam jeszcze kilka odcinków? Oby odpowiedzią nie była książka czytana przez Amarę na Islandii, bo Norwegian wood Haruki Murakamiego traktuje, między innymi, o samobójstwie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj