Rozpacz to zresztą tytuł tego odcinka. Adekwatny jak żaden inny. Poza rozpaczą dominowało tutaj silne poczucie bezsilności wobec tego, co się zaczęło dziać. Cliffanger z poprzedniego odcinka był jasny – wszyscy mieliśmy oglądać śmierć Jacka i bezradne próby ratowania jego życia. Oczywiste było jedno – tym razem szanse są naprawdę nikłe, choć jak wiemy, w Nie z tego świata nie z takich opresji wychodzono. I udało się. Choć połowicznie. Jack znów przestał być TYM Jackiem. Potężnym neflimem, który miał szansę pokonać Boga, przy okazji poświęcając siebie w imię ratowania świata i odkupienia win popełnionych wobec Winchesterów. Tak więc – jak to niejednokrotnie zresztą bywało, ostatnia szansa na zwycięstwo przeciekła przez palce. W żadnym momencie tego odcinka nie dało się zresztą odczuć, że mimo wszystko jakaś iluzoryczna szansa na pokonanie samego Boga istnieje. Nawet w sytuacji odważnej szarży Deana miało się wrażenie, że nawet jeśli odniesie sukces, to będzie to tak naprawdę porażka. Zwłaszcza że wcześniej dało się zauważyć, że bracia są cały czas pionkami w grze Chucka. Że grają nie tak, jak oni chcą, tylko tak, jak pozwala im rywal. I choć rozpaczliwie robią wszystko, aby zatrzymać jego działania, to finalnie tylko potęgują jego chorą zemstę. Chuck zabiera im nie tylko tych dalszych sojuszników, ale również tych najbliższych. Nawiązanie do Avengersów i pstryknięcia Thanosa jest tu jak najbardziej właściwe. Niemal w identyczny sposób z rzeczywistości zostają wymazani praktycznie wszyscy, a ostatnimi aktorami na scenie są bracia, Jack i Castiel.
fot. The CW
+4 więcej
Dobra. Ten ostatni nie do końca, bo pamiętacie jego deal z Pustką? No właśnie. Castiel dawno temu dokonał trudnego wyboru i przyszedł moment, aby ponieść konsekwencje i przy okazji po raz ostatni pomóc Winchesterom, a konkretnie Deanowi ściganemu przez dogorywającą Śmierć. Wilk (Pustka) się nasycił, ale po owcy (Castielu) nie zostało nic, poza wspomnieniami. Jeśli ktoś więc myśli, że mimo wszystko w jakiś sposób da się to odwrócić to od razu niech porzuci nadzieję. Jedyny „sojusznik” w postaci Śmierci podzielił przecież los naszego Anioła. A innych sojuszników na horyzoncie już nie ma. Dlatego też „Rozpacz” („Despair”) jest jak najbardziej adekwatnym tytułem dla jednego z ostatnich odcinków serialu. Precyzyjnie dookreśla stan, w jakim znajdują się Winchesterowie na końcu odcinka. Doskonale oddaje stan każdego widza, który od zawsze śledził wszystkie przygody braci. Trzeba oddać twórcom, że choć w poprzednich epizodach na wiele scen można było zareagować krótkim „meh”, to teraz trudno przejść obok tego wszystkiego obojętnie. Oczywiście w dużym stopniu widzimy tutaj schemat, który oglądaliśmy wielokrotnie w poprzednich sezonach, ale mimo to ma się wrażenie, że tym razem to wszystko tak na serio. Że Castiel dał swoją ostatnią, ckliwą przemowę (na marginesie – trochę przegadaną) i odszedł z tego świata na zawsze. Że Dean i Sam ponieśli druzgocącą porażkę, obwinianie ich za wszystkie wydarzenia ma całkowitą rację bytu, a ich dalszy los zupełnie nie zależy od nich. No i na koniec – że naprawdę docieramy do końca przygody z tym serialem.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj