Nie z tego świata: sezon 15, odcinek 18 - recenzja
Jeśli dominującą emocją związaną z ostatnim odcinkiem Nie z tego świata była rozpacz, to wiemy jedno – finał serialu właśnie się rozpoczął. I zapowiada się, że nie będzie brał żadnych jeńców.
Jeśli dominującą emocją związaną z ostatnim odcinkiem Nie z tego świata była rozpacz, to wiemy jedno – finał serialu właśnie się rozpoczął. I zapowiada się, że nie będzie brał żadnych jeńców.
Rozpacz to zresztą tytuł tego odcinka. Adekwatny jak żaden inny. Poza rozpaczą dominowało tutaj silne poczucie bezsilności wobec tego, co się zaczęło dziać. Cliffanger z poprzedniego odcinka był jasny – wszyscy mieliśmy oglądać śmierć Jacka i bezradne próby ratowania jego życia. Oczywiste było jedno – tym razem szanse są naprawdę nikłe, choć jak wiemy, w Nie z tego świata nie z takich opresji wychodzono. I udało się. Choć połowicznie. Jack znów przestał być TYM Jackiem. Potężnym neflimem, który miał szansę pokonać Boga, przy okazji poświęcając siebie w imię ratowania świata i odkupienia win popełnionych wobec Winchesterów. Tak więc – jak to niejednokrotnie zresztą bywało, ostatnia szansa na zwycięstwo przeciekła przez palce.
W żadnym momencie tego odcinka nie dało się zresztą odczuć, że mimo wszystko jakaś iluzoryczna szansa na pokonanie samego Boga istnieje. Nawet w sytuacji odważnej szarży Deana miało się wrażenie, że nawet jeśli odniesie sukces, to będzie to tak naprawdę porażka. Zwłaszcza że wcześniej dało się zauważyć, że bracia są cały czas pionkami w grze Chucka. Że grają nie tak, jak oni chcą, tylko tak, jak pozwala im rywal. I choć rozpaczliwie robią wszystko, aby zatrzymać jego działania, to finalnie tylko potęgują jego chorą zemstę. Chuck zabiera im nie tylko tych dalszych sojuszników, ale również tych najbliższych. Nawiązanie do Avengersów i pstryknięcia Thanosa jest tu jak najbardziej właściwe. Niemal w identyczny sposób z rzeczywistości zostają wymazani praktycznie wszyscy, a ostatnimi aktorami na scenie są bracia, Jack i Castiel.
Dobra. Ten ostatni nie do końca, bo pamiętacie jego deal z Pustką? No właśnie. Castiel dawno temu dokonał trudnego wyboru i przyszedł moment, aby ponieść konsekwencje i przy okazji po raz ostatni pomóc Winchesterom, a konkretnie Deanowi ściganemu przez dogorywającą Śmierć. Wilk (Pustka) się nasycił, ale po owcy (Castielu) nie zostało nic, poza wspomnieniami. Jeśli ktoś więc myśli, że mimo wszystko w jakiś sposób da się to odwrócić to od razu niech porzuci nadzieję. Jedyny „sojusznik” w postaci Śmierci podzielił przecież los naszego Anioła. A innych sojuszników na horyzoncie już nie ma.
Dlatego też „Rozpacz” („Despair”) jest jak najbardziej adekwatnym tytułem dla jednego z ostatnich odcinków serialu. Precyzyjnie dookreśla stan, w jakim znajdują się Winchesterowie na końcu odcinka. Doskonale oddaje stan każdego widza, który od zawsze śledził wszystkie przygody braci. Trzeba oddać twórcom, że choć w poprzednich epizodach na wiele scen można było zareagować krótkim „meh”, to teraz trudno przejść obok tego wszystkiego obojętnie. Oczywiście w dużym stopniu widzimy tutaj schemat, który oglądaliśmy wielokrotnie w poprzednich sezonach, ale mimo to ma się wrażenie, że tym razem to wszystko tak na serio. Że Castiel dał swoją ostatnią, ckliwą przemowę (na marginesie – trochę przegadaną) i odszedł z tego świata na zawsze. Że Dean i Sam ponieśli druzgocącą porażkę, obwinianie ich za wszystkie wydarzenia ma całkowitą rację bytu, a ich dalszy los zupełnie nie zależy od nich. No i na koniec – że naprawdę docieramy do końca przygody z tym serialem.
Poznaj recenzenta
Paweł SzałankiewiczKalendarz premier seriali
Zobacz wszystkie premieryDzisiaj urodziny obchodzą
ur. 1981, kończy 43 lat
ur. 1988, kończy 36 lat
ur. 1963, kończy 61 lat
ur. 1967, kończy 57 lat
ur. 1961, kończy 63 lat