Jeden z najdłużej kręconych seriali w XXI wieku właśnie przeszedł do historii. Pożegnanie z Winchesterami nie było zadowalające, ale też nie mogło być. W serialowej ramówce pozostanie dziura, której już żaden inny serial nie wypełni. A przynajmniej nie w taki sposób, jak robił to Nie z tego świata.
Oczywiście sam finał
Nie z tego świata– tak odcinek
Carry on, jak i dokumentalny, w którym wypowiadają się twórcy i aktorzy serialu, nie zadowolił nikogo. Bo też nie mógł, ale to domena wielu seriali, które mają szczęście dożyć własnego finału. Zakończenie nigdy nie jest satysfakcjonujące, a często potrafi wbić kolec w oko i wwiercać się bardzo boleśnie. Nie o tym jednak będzie tu mowa, a o tym, czym ten serial był i poniekąd nadal jest.
Przede wszystkim to zawsze była, jest i będzie historia braci, których traumatyczne przeżycia z dzieciństwa na zawsze naznaczyły ich życiową drogę. Śmierć Mary Winchester sprawiła, że John Winchester i jego synowie – Sam i Dean, do końca życia mieli być łowcami polującymi na wszelkiego rodzaju złe istoty. Twórcy praktycznie ani na moment nie zeszli z tej drogi. To zawsze była historia rodziny Winchesterów, która z sezonu na sezon zwiększała się albo zmniejszała, wedle wyznaczonego wcześniej scenariusza. Mowa tu oczywiście o śmierci Johna, Bobby'ego, dołączeniu Castiela, Jacka czy – jakkolwiek tego nie odbierać, Crowleya i Roweny, którzy również stali się niezwykle ważnymi elementami tej rodzinnej historii, wpływając na samych Winchesterów. Same relacje braci były zawsze najważniejszym punktem serialu, choć nie zawsze tym najmocniejszym. W końcu z czegoś wzięło się prześmiewcze określenie „bromance”.
Nie z tego świata to też historia tego, jak obok serialu zmieniało się życie aktorów i fanów serialu. W końcu przez 15 lat w naszych życiach wydarzyło się naprawdę wiele. Niektórzy z nas przeżywali swoje pierwsze miłostki i pocałunki. Innym przygody braci Winchester towarzyszyły przez niemal całą edukację aż do podjęcia pierwszej pracy. Inni stawali na ślubnym kobiercu, cieszyli się z potomstwa, rozwodzili, zmieniali swoje życie o 180 stopni, a gdzieś tam w tle premierę miał kolejny odcinek
Nie z tego świata. Ilu fanów, tyle różnych historii, którym towarzyszył ten serial. Sam Jensen Ackles i Jared Padalecki w momencie premiery serialu, to były chłystki, wymoczki i aż trudno czasem uwierzyć, jak bardzo przez ten okres się zmienili.
W tym czasie zmieniła się również telewizja. Premiera
Nie z tego świata przypadła na 2005 rok. Rok, w którym wielu z nas właśnie rozpoczynało przygodę ze światem seriali albo niedawno się w niego wciągnęło, oglądając takie produkcje, jak m.in.
Gwiezdne Wrota, Lost: Zagubieni, Dr. House, Battlestar Galactica czy
Gotowe na wszystko. A przecież tych seriali już dawno z nami nie ma, za to z kolejnymi latami pojawiały się kolejne, które trwały po góra kilka sezonów. Z tych najdłuższych wymienić należy choćby Dextera, Sons of Anarchy czy Grę o tron. Jak na ironię seriale bardzo dobre, których... też już nie ma. Zresztą od premiery Nie z tego świata świat seriali mocno się rozrósł i zmienił. Klasyczne procedurale traciły rację bytu na rzecz produkcji z ciągłymi wątkami fabularnymi. W tym wszystkim serial o Winchesterach był prawdziwym rodzynkiem. Czasy się zmieniały, a serial pozostawał nadal ten sam, choć wszyscy zdajemy sobie sprawę, że de facto przetrwał tak długo nie tyle przez samą opowiadaną historię, co dzięki silnemu fandomowi. O tym zresztą w końcowych scenach finałowego odcinka powiedzieli sami aktorzy – bez was (fanów), nie byłoby nas – upraszczając.
Bo też, będąc szczerym,
Nie z tego świata miał już takie momenty w swojej historii, kiedy zjadał swój własny ogon, a kolejne wątki były coraz słabsze. Był taki moment, kiedy twórcy ciągnęli na oparach wymyślając coraz słabsze historie – czy to wątki główne, czy sprawy odcinka. Na usprawiedliwienie można powiedzieć, że trudno przez 15 sezonów utrzymywać równy poziom, zwłaszcza jeśli serial ma stricte formę proceduralną. Z drugiej strony – to dało twórcom możliwość do swobodnego eksperymentowania z formą i treścią, dzięki czemu powstały epizody, które przeszły do historii: czy to odcinek, kiedy Sam i Dean trafili na plan serialu
Nie z tego świata, czy przeżywali przygody ze Scoobym-Doo i jego przyjaciółmi. Dzięki nim niektóre sezony stawały się po prostu znośniejsze. No i dzięki humorowi, który czerpał garściami ze współczesnej popkultury. Wymienienie świetnych gagów zajęłoby pewnie kilka stron, a i tak nie udałoby się wyczerpać tego tematu.
W tym miejscu warto wspomnieć o drobnym smaczku, który wiąże ze sobą
Nie z tego świata oraz wspomniane wcześniej
Gwiezdne wrota. Jednymi z najzabawniejszych odcinków tych seriali, były te o numerach 4x06. W przypadku
Nie z tego świata był to odcinek, kiedy Dean popadał w coraz większą paranoję, m.in. piszcząc jak dziewczynka na widok kotka. Co do
Gwiezdnych wrót, Windows of opportunity opowiadał o tym, jak O'Neill wraz z Tealkiem wpadli w pętlę czasową, co skrzętnie wykorzystali, robiąc, co im się żywnie podoba. Oba dosłownie bawiły (i bawią) do łez.
Na sukces, jakim jest 15 sezonów
Nie z tego świata, składało się również wiele innych czynników, jak choćby muzyka, która była jednym z bardzo istotnych elementów serialu i ukierunkowała na właściwe tory gusta muzyczne wielu fanów. Zresztą każdy, kto był oddany temu serialowi, znalazłby setki różnych powodów pokazujących, dlaczego ten serial był dla niego dobry, a przede wszystkim tak ważny, że oglądając ostatnie sceny odcinka „Carry on” ścisnęło go w sercu tak, jakby żegnał najlepszych przyjaciół. Przyjaciół, do których pewnie niejeden z nas będzie chciał wrócić choćby po to, aby po raz kolejny zaśmiać z żartów Deana, bądź mocno wzruszyć, jak w czasie rodzinnego spotkania rodziny Winchesterów, który był zresztą jedynym odcinkiem w historii serialu, w którym mogliśmy zobaczyć całą rodzinkę razem.
Serial
Nie z tego świata nigdy nie był tym najlepszym w telewizyjnej ramówce, ale będzie go brakować tak samo, jak brakowało nam słynnego „Hello boys” padającego z ust Crowleya. Dlatego nie pozostaje nam powiedzieć nic innego, jak „Good bye, boys”. Dzięki za wszystkie przygody, żarty, wzruszenia, a zwłaszcza za uratowanie świata po raz setny. Przyszedł czas, abyśmy sami sobie poradzili z pustką, jaka po was powstała, Chłopcy.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h