Po chłodno przyjętej Pralni Steven Soderbergh powraca z kolejnym filmem z Meryl Streep w roli głównej. Jak prezentuje się Niech gadają? Przeczytajcie naszą recenzję.
Alice Hughes (
Meryl Streep) jest uznaną pisarką z nagrodą Pulitzera na koncie. Jej wydawca od dawna czeka na kolejne dzieło, jednak autorka jakoś nie jest w stanie go skończyć. Zmaga się z wewnętrzną blokadą. Jej agentka Karen (
Gemma Chan) wpada na pomysł, by ta pojechała do Wielkiej Brytanii, gdzie otrzyma prestiżową nagrodę Footlinga. Kobieta wierzy, że transatlantyczna podróż pisarki, która nie może latać samolotami, pomoże jej znaleźć inspirację do dokończenia powieści. W rejsie będą jej towarzyszyły dwie koleżanki z czasów studenckich, Barbara (
Candice Bergen) i Susan (
Dianne Wiest), z którymi pisarka utrzymywała dotąd bardzo sporadyczny kontakt. Wśród przyjaciółek istnieje jakiś konflikt o którym nie chcą mówić na głos. Wspólny rejs może rozwiązać narastający od lat problem, a tym samym pomóc Alice uporać się z brakiem weny.
Steven Soderbergh uwielbia bawić się nowymi technologiami i eksperymentować z nimi w swoich produkcjach. I w
Niech gadają nie mogło być inaczej. Reżyser całość nakręcił podczas prawdziwej dwutygodniowej przeprawy przez Atlantyk. Co tłumaczy, dlaczego niektóre kadry są tak klaustrofobiczne i kręcone pod niestandardowym kątem. Przy czym nie jest to żaden minus - sposób kręcenia bardzo przypadł mi do gustu. Tak samo jak ekspozycja kadrów. Do tego, jeśli wierzyć aktorom, wszystkie dialogi były do ostatniego momentu poprawiane, a niektóre udoskonalano jeszcze w czasie trwania zdjęć. Niestety, miejscami czuć, że tekst był zmieniany i aktorzy nie zdążyli przypisać do wypowiadanych słów odpowiednich emocji. Nie wiem, jak bardzo ogólny był tekst, który przygotowała dla nich Deborah Eisenberg, ale niektóre rozmowy między bohaterami są nudne i chaotyczne.
Niech gadają wypada lepiej w poszczególnych scenach niż jako całość.
Ciekawie obserwuje się dynamikę pomiędzy postaciami. Mamy bowiem trzy dawne koleżanki, które wieki się nie widziały i nawet niezbyt dobrze czują się w swoim towarzystwie. Życie doświadczyło je w różny sposób, przez co ich drogi dawno temu się rozeszły. I wcale nie było tak, że jak się spotkały, to rzuciły się sobie w objęcia. Zachowywały się bardzo zachowawczo. Uśmiechają się do siebie, komplementują nawzajem, ale czuć w tym sztuczność. Napięcie jest bardzo mocno wyczuwalne. Widać emocje między kobietami, które startowały z podobnego poziomu, a tylko jedna z nich osiągnęła niebywały sukces, co za tym idzie - wielkie pieniądze. Pojawia się zazdrość granicząca z pewnością, że jakoś się do tego ogromnego sukcesu dołożyło. Eisenberg stawia więc pytanie, czy taki konflikt jest w ogóle do rozwiązania. Czy ludzie są w stanie schować swoje ego i zachowywać się tak samo jak kiedyś?
Postaci w
Niech gadają wcale nie należą do tych, które od razu podbijają serca widzów. Są to ludzie bardzo egoistyczni, ale w różnym stopniu. Na przykład taka Alice zaprasza na darmową podróż swoje koleżanki, ale od razu mówi, że nie ma dla nich czasu, bo pisze nową powieść. Gdy już się z nimi spotyka na wspólnych obiadach, to zamiast rozmowy prowadzi monolog o własnej pracy i niedoli światowej sławy pisarza. Źle znosi brak admiracji ze strony koleżanek, które informują ją, że na statku znajduje się pisarz o dużo większym dorobku niż ona, tyle że bez Pulitzera. Meryl Streep świetnie wczuwa się w rolę takiej divy. Jest bardzo naturalna i przekonująca w swojej grze. Wywołuje podziw, jak i niechęć. Świetnie partneruje jej Candice Bergen jako Roberta - kobieta, która nie może pogodzić się z tym, że dobre lata ma już za sobą i nie znajduje się w tym punkcie życia, w którym planowała być. Frustracja z tego powodu jest tak wielka, że aż spływa na widza w każdej scenie. Czujemy złość tej postaci i nawet trochę ją rozumiemy. Kto z nas nie ma jakiejś wizji siebie w przyszłości i nadziei, że się ziści?
Niech gadają bardzo daleko do najlepszych dzieł Soderbergha jak
Traffic,
Erin Brockovich, trylogia o Danym Oceanie czy nawet
Logan Lucky. Jest to raczej historia do jednokrotnego obejrzenia i zapomnienia. Miło przy niej spędzimy czas, ale szybko o niej zapomnimy. Trochę mnie to smuci, bo miałem już tak przy
Pralni. Może gdyby był to inny reżyser, to by mi to wystarczało, ale od Soderbergha oczekuję o wiele lepszego kina.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h