Howard Ratner (Adam Sandler) to właściciel sklepu jubilerskiego w Nowym Jorku. Jest typowym przykładem człowieka, który całkowicie zatracił się w iluzji amerykańskiego snu o szybkim bogactwie. Stara się je zdobyć wszelkimi możliwymi sposobami. Inwestuje w coraz to nowsze kosztowności, jest nałogowym hazardzistą, a co najważniejsze, jest zadłużony po uszy. Kolejka dłużników wydłuża się z każdym dniem. On jednak wierzy, że każda kolejna transakcja przybliża go do celu bycia obrzydliwie bogatym. To wyścig szczurów, a Howard nie jest na jego przedzie. Wprost przeciwnie. Bracia Safdie zabierają nas w podróż do zatłoczonego Nowego Jorku, pokazują codzienne życie ludzi, którzy tam handlują marzeniami i starają się dorobić. Do sklepu Howarda przychodzą różne osoby. Szarzy obywatele chcący kupić luksusową biżuterię, by choć przez chwilę poczuć się jak milionerzy, sprzedawcy zegarków, którzy szukają miejsca, gdzie mogą upłynnić swój towar, oraz gwiazdy NBA chcące po postu wydać trochę pieniędzy, których mają w nadmiarze. By w tej miejskiej dżungli przetrwać, trzeba mieć ego większe od Empire State Building. I Ratner takie ma. Dla większości osób jest zadufanym dupkiem, który nie liczy się z nikim i niczym. Cały czas oszukuje i kręci. Jest na tyle antypatyczną postacią, że widz w pewnym momencie zaczyna kibicować, by poległ pod naporem swoich kłamstw. Nie da się go lubić. To uliczny krętacz i oszust. Często przypomina szczura w potrzasku, który jest gotów odgryźć sobie ogon, by tylko zyskać wolność. Ciekawe jest to, że od samego początku filmu bracia Safdie zwodzą nas tak jak Howard swoich wierzycieli. Dają nam poczucie, że na ekranie zaraz wydarzy się coś magicznego i niewytłumaczalnego. Jednak gdy niby ma się do wydarzyć, zawsze coś nagle odrywa naszą uwagę i każe patrzyć w innym kierunku. Po czym znika. Jest to absolutnie genialne posunięcie, bo z prostej historii o krętaczu robi historię, która intryguje. Jesteśmy w nią zapatrzeni jak w ten tytułowy nieoszlifowany diament. Scenariusz łączy fikcję z rzeczywistością. Jednym z klientów Howarda jest np. Kevin Garnett, gwiazda Boston Celtics. Co ciekawe, jego pojawienie się to nie  tylko 3-minutowe cameo. Twórcom udało się napisać ciekawą intrygę z udziałem koszykarza, która wypada niezmiernie wiarygodnie. Tempo akcji, jakie twórcy narzucają, jest szalone. Przez ponad 2 godziny nie ma tutaj chwili wytchnienia. Cały czas coś się dzieje. Drzwi sklepu praktycznie się nie zamykają, a życie Howarda sypie się jak domek z kart podczas przeciągu w dużym pokoju. Gdy już myślimy, że nasz bohater wychodzi na prostą, dochodzi do jakiegoś zdarzenia, które wszystko niweczy. I tak cały czas. Co ciekawe, takie szybkie tempo ani na chwilę nie męczy. Widz nie czuje, że łapie zadyszkę. Wszystkie intrygi są skrupulatnie przemyślane i wzorowo zrealizowane. Nie przesadzę, jak powiem, że to najlepsza kreacja Adama Sandlera, jaką kiedykolwiek stworzył. Czym bardziej grany przez niego bohater stara się wyplątać z sieci kłamstw, tym mocniej się pogrąża. Może i gdzieś w głębi nie jest tak złym gościem, na jakiego wygląda, ale trzeba by było naprawdę mocno mu się przyjrzeć, by to dostrzec. Coś czuję, że Sandler czerpał inspirację z kreacji Ala Pacino z lat 90. I dobrze odrobił pracę domową. Nieoszlifowane diamenty oczarowuje nie tylko wspaniałą grą aktorską Sandlera, ale także ścieżką dźwiękową stworzoną przez Oneohtrix Point Never. Te elektroniczne dźwięki świetnie komponują się z historią, uzupełniając ją. Nowy film braci Safdie to dzieło niemal idealne i bardzo dobrze, że trafiło do globalnej dystrybucji Netflixa, bo obawiam się, że w dobie głośnych blockbusterów zginęłoby niezauważane w polskich kinach lub w ogóle by je ominęło
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj