Nierealne jakoś szczególnie nie opierają się na widowiskowej akcji, ale czasem uda się coś wprowadzić i tym samym dodać więcej do rozrywkowego charakteru. Tym razem chodzi o zaskakujące starcie panny True z osiłkiem gangstera zwanym Perbal. Całość oparta jest na skrajnościach wizualnych, które dodają temu ciekawego posmaku: z jednej strony pozornie wątła, bezbronna kobieta, z drugiej olbrzym z zabójczą tendencją. Smaczku fanom kina akcji dodaje fakt, że gra go Martyn Ford, nowy etatowy przeciwnik w kinie kopanym, który zaczął karierę w 2016 roku w Championie 4 ze Scottem Adkinsem. Dla fanów gatunku jest tym, kim Nathan Jones był przez wiele lat. Duży, silny, groźny – nic więcej nie trzeba, to działa i się sprawdza. W tym odcinku szczególnie, bo twórcy w żaden sposób nie próbowali z True robić superbohaterki, która bez większego problemu jednym ciosem pokona osiłka. Spryt, technika i inteligencja dały jej przewagę, pozwalając osiągnąć cel i uratować życie. Samo starcie jest o tyle emocjonujące, że kapitalnie to nakręcono, pokazując jednocześnie ujęcia walczących nad i pod wodą. Zwłaszcza zaskoczeniem może być to, że doskonale widzimy aktorkę i przeważnie nikt nie wykorzystuje trików, by ukryć tam kaskaderkę. Jak na razie jedna z najlepszych scen serialu.
Po trzech odcinkach aż nadto czuję, że twórcy nie mają żadnego pomysłu na Maladie. Jej sceny znów są nudne, nieciekawe, a obrazowanie jej szaleństwa staje się oklepane, a wręcz powtarzalne. Sceny z doktorem, który ma uleczyć jej rany, pokazują ponownie te same bezpruderyjne zachowania, bełkotliwe dialogi nic nie wnoszące do wydarzeń i w sumie tyle. Ta postać nie ma zbytnio sensu w tej historii i nawet powiązanie jej z panną True nic w tym aspekcie nie zmieniło. Może twórcy mają jeszcze asy w rękawie, ale na razie trudno o optymizm. Wątek Maladie jest w tym odcinku jedynie mdłym zapychaczem, nawet pomimo końcowego twistu.
Problem serialu Nierealne zaczyna narastać w scenariuszu, czego ten odcinek jest smutnym dowodem. W dużej mierze historia skupia się na Mary i tym, że jej śpiew jest ważny dla sierocińca i misternych planów panny True (notabene zasugerowanie, że po jej stronie jest coś więcej, niż wiemy, intryguje). Gdy kobieta odkrywa, że może odzyskać głos i zaśpiewać pieśń, którą usłyszą jedynie dotknięci, cały odcinek zaczyna się sypać jak domek z kart. Cały czas twórcy nam uzmysławiają, że za każdym rogiem na bohaterki czyha niebezpieczeństwo (to też słyszymy z ich ust) i nie jest to tylko społeczny ostracyzm. A co więc ekipa wiktoriańskich heroin robi? Organizują śpiewanie w publicznym miejscu, co jest totalnie niedorzeczne i jest dowodem scenariuszowej niekonsekwencji, bo jest sprzeczne z tym, co słyszeliśmy odnośnie do zagrożeń. Oczywiście w momencie, gdy Mary zostaje rozstrzelana przez siepacza Maladie, to jest zaskoczenie, ale z uwagi na wszelkie fabularne detale, jedynie negatywne. To rozwiązanie jest oczywiste, nudne i po prostu głupie. Serial z aspiracjami na bycie wyjątkową rozrywką od HBO na pewno stać na więcej.
Najgorsze, że pozostałe aspekty odcinka nie zachwycają. Porwanie starszej pani pracującej dla złych, to przeciętne ogrywanie zbyt znajomych schematów. Kobieta nie widziała człowieka w dotkniętym członku rodziny? Nawiązywanie do religii, fanatyzmu oraz przerażających decyzji, jak zabicie własnego dziecka. To wszystko jest nam znane, ale twórcy serialu Nierealne nie za bardzo wiedzą, jak wykorzystać posiadany potencjał, by tym faktem wywołać coś więcej niż obojętność. Zwłaszcza że szczególnie nie wpłynęło to na relację z postaciami. A przecież obok tego historia lorda prowadzącego ekskluzywny dom uciech i jego partnera biznesowego też nic tutaj nie wnosi. Wręcz jest to totalnie oderwane od głównej historii, jakby twórcy potrzebowali usprawiedliwienia do odznaczenia punktu z listy: co pokazać, byśmy byli dla dorosłych. Tylko tutaj nie ma żadnego celu ani większego sensu. Ten wątek i te relacje postaci (łącznie lorda z detektywem) są, bo są, ale ogół historii nic z tego nie czerpie, a wręcz traci przez jakościową przeciętność.
Nierealne to naprawdę niezły serial z potencjałem o wiele większym, niż twórcy potrafią z tego wyciągnąć. Przez scenariuszowe niefrasobliwości, wolne tempo i brak określonego celu dla każdego wątku czuć niedosyt, a wręcz jakościowe obniżanie poziomu, jakiego oczekujemy od HBO. Tu usilnie potrzebne jest spoiwo nadające sensu i celu każdemu wątkowi w ogólnej opowieści.