W panteonie superbohaterów Marvela Iron Fist przez lata przedstawiany był poniekąd jak ubogi krewny. Choć na kartach komiksów po raz pierwszy pojawił się już w maju 1974 roku, popularność tego herosa systematycznie spadała - w Stanach Zjednoczonych kończyła się powoli moda na fascynację dalekowschodnimi sztukami walki, a Dom Pomysłów zaczął traktować Żelazną Pięść po macoszemu. Okazja na zapoznanie się z tą postacią jest jednak doskonała; w końcu gros komiksowych laików usłyszało o Dannym Randzie dzięki serialowi Netflixa. Co prawda zdaniem części widzów produkcja Iron Fist pozostawia wiele do życzenia, jednak pozwala nam lepiej przyjrzeć się genezie herosa. Na jego historię bodajże największy wpływ miał z kolei komiks The Immortal Iron Fist autorstwa Ed Brubaker i Matt Fraction. Warto w tym miejscu zaakcentować fakt, że w 1986 roku Żelazna Pięść został w historiach obrazkowych uśmiercony. Powrócił po 10 latach, jednak w dalszym ciągu nie mógł doczłapać się do marvelowskiego Olimpu. Koniec końców w 2007 postać ta trafiła do Brubakera i Fractiona. Obaj autorzy stanęli przed nie lada wyzwaniem - musieli przecież pokazać fanom, że Iron Fist, który do tej pory był obiektem wielu kpin i żartów, miał w sobie potencjał, mogący zainteresować i zatrzymać czytelnika. Nie ma więc przypadku w tym, że The Immortal Iron Fist to pozycja z jednej strony klasyczna, z drugiej będąca odpowiedzią na zmieniające się gusta odbiorców. Co więcej, część komiksowych znawców uznaje ją za najlepszą opowieść o Żelaznej Pięści, jaka kiedykolwiek pojawiła się na rynku.
Źródło: Mucha Comics
Akcja rozgrywa się już po wydarzeniach z Civil War - Daniel Rand jest jednym z tych superbohaterów, którzy odmówili współpracy z rządem i poddania się obowiązkowej rejestracji. Poznajemy go w czasie zarządzania swoją potężną firmą, będącą obiektem zainteresowania tajemniczych chińskich inwestorów. Szybko okaże się, że biznesmeni z Państwa Środka mają w wielomilionowym kontrakcie jeszcze jeden, ukryty cel. W dodatku w Nowym Jorku pojawia się uznawany za zmarłego Orson Randall, dzierżący tytuł Iron Fista jeszcze przed Dannym. W powietrzu wisi olbrzymie zagrożenie. By stawić mu czoła, Rand będzie musiał przejść ekspresową metamorfozę i jeszcze bardziej zagłębić się w mistyczny świat dalekowschodnich sekretów. Heros dojrzewa wraz z postępującą akcją, która ostatecznie prowadzi nas w stronę ucieleśnienia odwiecznej walki dobra i zła. Na drugim planie tej opowieści przewija się kilku naszych dobrych znajomych - Luke Cage, Misty Knight, Colleen Wing czy Hydra. Na szczególną uwagę zasługuje wyjątkowy klimat całej historii. Podszyta subtelnym humorem fabuła tylko pozornie ukazuje nam herosa-cierpiętnika, który musi zmagać się ze swoim superbohaterskim brzemieniem. Brubaker i Fraction przesuwają raczej akcenty w stronę wydobywania z Iron Fista wszystkiego, co w nim najlepsze. Jest tu więc wręcz poetyckie spojrzenie na kung-fu, śmiertelne pojedynki, wszędobylski mrok czy mistyka Dalekiego Wschodu. Cały ten gatunkowy miszmasz podany jest jednak czytelnikowi zupełnie nienachalnie, a w jego przyswojeniu pomagają jeszcze wplecione w niektóre momenty fabuły żarty. Świat Żelaznej Pięści z każdą kolejną stroną zostaje systematycznie rozbudowywany. Wielka w tym zasługa plansz, na których postanowiono pokrótce przybliżyć czytelnikom przygody innych osób, które w przeszłości posługiwały się tytułem Iron Fista. Ten zabieg pozwala przekonać odbiorcę, że za głównym bohaterem, drugorzędnym superbohaterem Marvela, skrywa się wielkie bogactwo fabularne. Warstwa rysunkowa komiksu doskonale współgra z całą historią, choć jestem niemal pewien, że nie przekona ona do siebie wszystkich czytelników. Za stronę graficzną odpowiadał przede wszystkim David Aja. W wielu miejscach stawiał on na podtrzymanie mrocznego klimatu opowieści, jednak w tym miejscu należy podkreślić, że posępność przekazu to jedynie pułapka, która czeka na odbiorcę. Zwróćmy bowiem uwagę na to, że niektóre plansze przygotowane przez Aję same w sobie pełnią funkcję humorystyczną. W dodatku rysownik korzysta z zabiegów podobnych do tych, które mieliśmy już okazję oglądać w komiksie Hawkeye. Vol. 1: My Life as a Weapon. Z jednej strony jest więc dynamicznie, z drugiej - co Aja lubi sam podkreślać - na niektórych kadrach zostaje mnóstwo niezapełnionej przestrzeni. Część z czytelników może to uznać za marnotrawstwo, jednak dla mnie takie podejście doskonale się sprawdza - pozwala bowiem odbiorcy na dokonywanie swoistych dopowiedzeń, rozwinięć, oddanie się chwilowej refleksji nad kolejnymi planszami. Zaletą wydanego przez Mucha Comics The Immortal Iron Fist jest z pewnością fakt, że to historia, do której zrozumienia nie potrzeba większej znajomości całego uniwersum Marvela (pomocny może być jeszcze krótki fragment z Civil War, który czeka na nas na końcu komiksu). W dodatku ta opowieść może uratować postać Żelaznej Pięści w oczach tych, którzy skreślili herosa po zapoznaniu się z serialem Netflixa. Zaryzykuję twierdzenie, że to jedna z najciekawszych pozycji Domu Pomysłów na polskim rynku, jaka ukazała się w przeciągu ostatnich miesięcy. A przecież to dopiero początek serii, która już teraz staje się pierwszorzędną przygodą dla czytelnika.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj