Zdecydowanym plusem drugiego epizodu jest wyraźne odejście od humoru opartego na samym fakcie, że Rebel Wilson to kobieta puszysta. Poza końcową, kompletnie psującą efekt i niepotrzebną sceną z tańcem bohaterki, udaje się pójść w lepszym kierunku i pokazać zupełnie inne perypetie bohaterek, bazując na ciekawszej gamie gagów.

Tym razem akcja skupia się na randce w ciemno, podczas której kobiety poznają trzech mężczyzn. Widzimy, że są to zwyczajni ludzie, którzy raczej nie mają często do czynienia z kobietami, gdyż zachowują się niezręcznie. Komizmu dostarcza kłamstwo Kimmie, która oszukała ich, tworząc fikcyjne persony dla siebie i koleżanek, co owocuje kilkoma zabawnymi scenami i jeszcze większą porcją niezręczności. To też ukazuje najważniejszą zaletę Super Fun Night - gdy serial skupia się na wnętrzu Kimmie, tym, jaką jest uczuciową kobietą, wówczas serial ogląda się zupełnie inaczej. W momencie, gdy kobieta zdaje sobie sprawę z błędu i idzie wyjaśnić sytuację, chce się jej kibicować. Szkoda, że takowych scen jest niewiele.

[video-browser playlist="634515" suggest=""]

Nieudany jest wątek kolacji Richarda i Kendall z ich ważnym klientem. Żenujący humor, oparty na oklepanych motywach, w żadnym momencie nie potrafi wywołać nawet uśmiechu politowania. Wszystko to tworzone jest bez pomysłu i z wyraźnym oparciem na poczuciu humoru Rebel Wilson, która w jednym ze swoich filmów zastosowała podobnie nieudany gag.

Super Fun Night przekona wielbicieli humoru, jaki prezentuje Wilson, lecz myślę, że mimo wszystko jest to serial nieudany. Twórczyni w kinie pokazywała, że ma pomysły ciekawsze i zabawniejsze niż te, które nam tutaj prezentuje.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj