Drugi odcinek Niezwyciężonego utrzymuje dobre tempo akcji, zapewniając widzom sporo rozrywki, humoru oraz emocjonalnych momentów. A wszystko to w duchu komiksu.
Najnowszy odcinek Niezwyciężonego rozpoczął się od efektownej akcji, w której tytułowy bohater stawiał czoła Doktorowi Wstrząsowi. Tym razem szalony złoczyńca zaatakował w kolejnym ważnym dla USA miejscu, czyli przy Pomniku Waszyngtona. Do tego miał przy swoim boku lawowych pomocników, którzy przysporzyli Markowi trochę problemów. Animacja w tej walce stała na wysokim poziomie, ale wydaje się, że jednak większe wrażenie robiło ich widowiskowe starcie przy Górze Rushmore w 1. sezonie. A może po prostu to przeplatanie dynamicznej akcji z przemową dyrektora podczas zakończenia szkoły nieco wybijało z rytmu? Sama mowa została dobrze dopasowana do wydarzeń na ekranie, a do tego nie zabrakło tu humoru.
W dalszej części epizodu Invincible musiał uczestniczyć jeszcze w dwóch kolejnych misjach wyznaczonych przez Cecila, które czytelnicy dobrze znają z komiksu. Najpierw Mark trafił do Midnight City, nad którym wisiała klątwa, co zostało wykorzystane do komicznych żartów. Starcie z Night Boyem, który podszywał się pod Darkwinga nawiązującego do Batmana, też bawiło. Nie było efektowne, ale jego przebieg zaskakiwał. Mark wykorzystał fakt, że jest synem Omni-Mana, co wywołało oczekiwane przerażenie u „Darkwinga”. Poza tym samo Cieniowersum powodowało ciarki na plecach.
Walką odcinka był pojedynek ze stworem w podwodnej Atlantydzie. Twórcy postanowili zmienić tę historię, aby była poważniejsza, skupiając się po prostu na starciu, a nie dziwacznych romansach i ślubach. Co ciekawe, zaczęło się humorystycznym akcentem, jakby nieco nawiązującym do królika z Monty Python i Święty Graal. Mark nie pozwolił, aby stała się krzywda mieszkańcom Atlantydy. Próbował udowodnić sobie, że nie jest taki jak ojciec. Było to ważne dla rozwoju tej postaci oraz dorastania do roli superbohatera. Zmiany względem materiału źródłowego w tym wątku są uzasadnione, a do tego sama walka też wyglądała efektownie.
Oprócz superbohaterskich spraw Mark ma też na głowie wiele przyziemnych rzeczy – zakończenie szkoły, świętowanie początku wakacji z przyjaciółmi czy też randkowanie z Amber. To ostatnie w szczególności mogło rozbawić, gdy wyjaśniał dziewczynie, dlaczego zabrał ją do Las Vegas, a nie prawdziwego Paryża. Bohater wciąż zmaga się z traumą po zniszczeniu Chicago. Jest drażliwy, ale też smutny i zdołowany – rozumiemy jego uczucia, bo reaguje jak normalny człowiek. Poświęca się nowym obowiązkom, ale i tak na każdym kroku ktoś lub coś mu przypomina o tym, że jest synem Omni-Mana, który wyrządził tyle szkód w 1. sezonie. Bohater ciągle stara się pokazać, że potrafi postąpić inaczej i że nie zejdzie na złą drogę.
Mark próbuje zagłuszyć ból ratowaniem ludzi, a jego matka stara się stanąć ponownie na nogi. Jej reakcja na toksycznego mężczyznę, który źle traktował żonę, była dość mroczna i niespodziewana, ale całkowicie zrozumiała. Natomiast scena, w której zniszczyła niedomykającą się szafkę, zaskakiwała. Rodzina Graysonów została rozbita przez postępek Nolana, co było widać, gdy Mark wrócił do domu i chciał pocieszyć matkę. Było to wszystko bardzo przejmujące. Tego typu scen chyba nikt się nie spodziewa po kreskówce, nawet jeśli skierowana jest ona do dorosłych widzów.
Twórcy nie szczędzili również emocji w wątku Atom Eve. Wydawać by się mogło, że superbohaterka czyni dobro w Chicago, pomagając naprawiać budynki i budując place zabaw. I chociaż jej ojciec to strasznie podły człowiek, to miał trochę racji o nieprzemyślanych działaniach Samanthy. Chciała dobrze, ale omijając szereg zasad i nie biorąc pod uwagę wielu czynników, prawie doprowadziła do tragedii. Sytuacja całkowicie się odwróciła. W tej rodzinie też jest wiele cierpienia, wynikającego ze wzajemnego niezrozumienia, co sprawia, że ten wątek jest interesujący.
Dostaliśmy również kilka wątków pobocznych – np. ten z Marsjaninem udającym astronautę. Jego dziwne zachowanie bawiło, podobnie jak zmyślona opowieść, jak to stał się zupełnie „normalnym ludzkim superbohaterem” – Shapesmithem. Zszokowała sytuacja, w której dowiedzieliśmy się, że Dupli-Kate ma romans z Immortalem i śmieszyły reakcje Rexa, bo Jason Mantzoukas w tej roli jest fantastyczny. Nie można też zapomnieć o Donaldzie, który "zginął" w 1. sezonie, ale jakimś cudem żyje. Jest przez to zdezorientowany – tak samo jak Debbie i widzowie. Ciekawe, jaka tajemnica się za tym kryje.
A jakby tego było mało, to twórcy jeszcze zaczęli budować grunt pod wątki, które wrócą zapewne w dalszych odcinkach. Przypomnieli o istnieniu groteskowej Ligi Jaszczurów, ale mimo wszystko wydaje się, że większym zagrożeniem są kosmiczne „kałamarnice”, które opanowały Marsa i zmierzają ku Ziemi. Powrócił też Angstrom, który przesłuchiwał w innym wymiarze pojmanego Marka. Mimo poważnej atmosfery rozbawiał widok Donalda i Cecila w wersjach kobiecych.
Drugi odcinek sezonu Niezwyciężonego był solidny i bardzo komiksowy, ale równocześnie też miał wiele życiowych momentów. Najwięcej emocji wcale nie wzbudzają widowiskowe walki, lecz właśnie te chwile, gdy bohaterowie przeżywają różne wydarzenia. Popełniają błędy i muszą mierzyć się z konsekwencjami swoich działań. Jednak twórcy zachowują równowagę między trudnymi tematami a superbohaterską rozrywką. To jest największy atut tej produkcji. Pozostaje czekać na rozwój historii, wypatrując niecierpliwie epizodów, po których będziemy zbierać szczękę z podłogi jak w pierwszej serii – ten akurat nie był jednym z nich.