Richie Furst (Timberlake) studiuje na Princeton, a pieniądze na czesne zdobywa, trudniąc się hazardem internetowym. Kilka dni przed awansem traci pracę na Wall Street; dodatkowo władze uczelni dowiadują się, że werbuje graczy do kasyna i grożą wyrzuceniem. Jako że płynie w nim krew hazardu (nałóg ten odziedziczył po ojcu), podejmuje ryzyko, stawia wszystkie oszczędności i według utartego schematu – przegrywa. Geniusz ekonomiczny potrafi udowodnić przekręt Ivanowi Blockowi (Affleck), więc leci do Kostaryki, gdzie ten prowadzi interesy. Student odzyskuje pieniądze z nadwyżką i dostaje propozycję współpracy. Tak zaczyna się american dream – pieniądze, samochody, jachty, alkohol, upragnione ryzyko i przyjaźń z wpływowym hazardzistą. Kiedy Furst dowiaduje się kilku znaczących faktów o Ivanie i jego interesach, postanawia wylecieć z Kostaryki. Szantażowany przez FBI, które chce zakończyć polowanie na Blocka, musi zostać. I tu powinien zacząć się zaawansowany poziom hazardu. Powinien…

Miał być thriller i kryminał, a nie tania sensacja. Patrząc na akcję, o napięciu i emocjach mogłam pomarzyć. Jedynie muzyka sygnalizowała, że coś się dzieje. No dobrze, hazard internetowy nie jest tak ekscytujący jak ten przy stole, ale to nie może być jedyne wytłumaczenie dla tego filmu. Przecież ten temat przewijał się w wielu produkcjach, w które twórcy naprawdę potrafili tchnąć życie. Weźmy "Kasyno" Martina Scorsese, "Podwójną grę" D.J. Caruso albo "21" Roberta Luketica. Wtórność tematu nie stanowi więc żadnego problemu, ale brak pomysłu na stworzenie nowego filmu z wciągającą fabułą, skrajnymi emocjami i pożądanym napięciem świadczy już o totalnej porażce. Miałam nadzieję, że może intryga wniesie coś więcej do filmu, no i tutaj też się przeliczyłam - zero zaskoczenia. W Ślepym trafie fabuła leży i płacze; za dużo tu bajkowej naiwności, przeciętności. Cieszą jedynie zdjęcia w klimatycznym Portoryko.

Widać, że Justin Timberlake bardzo chciał, ale w tej roli nie pokazał wszystkiego, na co go stać. Patrząc na postać Fursta, mam wrażenie, że Brad Furman próbował stworzyć kolejnego kanonicznego, młodego geniusza – studenta z pasją i smykałką do interesów, ciekawego świata, łamiącego fundamentalne zasady. Tak więc powstała słaba podróbka Marca Zuckerberga (Jesse Eisenberg z "Social Network"). Do Bena Afflecka, wcielającego się w postać Ivana Blocka, nie mam żadnych aktorskich zastrzeżeń, jednak jego postać także nie wyszła poza schemat ważnego bosa-cwaniaka. Niestety Gemma Arterton (Rebecca Shafran) nie ma nic do zagrania i jedynie prezentuje kobiece kształty. Na swoim koncie ma naprawdę niezłe role (np. w 007 Quantum of Solace czy Księciu Persji), ale tutaj się nie popisała.

Ślepy traf stanowi jedną z tych produkcji, która nie wnosi nic do życia, a po zakończeniu czuje się, że lepiej byłoby wybrać inny seans. Wizytę w kinie odradzam: ryzyko – poniesione, przyjemność – niestety brak. Oczekiwałam czegoś więcej i nie spodziewałam się tak dużego rozczarowania. Trafem jest fakt, że wielu widzów pobiegnie do kina, aby zobaczyć Bena Afflecka (rzecz jasna ze względu na sukces Operacji Argo), a także zostanie przyciągniętych nazwiskiem Timberlake’a. Biorąc pod uwagę polskie tłumaczenie tytułu, ta produkcja to faktycznie, nomen omen, "ślepy traf".

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj