I to dosłownie, wszak jak wytłumaczyć fakt pomysłu na 20 minut kolejnego odcinka? A, niech będzie o jakiejś tam legendzie ducha, którego nie ma, do tego o wysłanym przez Marshalla SMS-ie i próbie jego kasacji. Miło, że twórcy nie zapominają o flashbackach i serwują kolejne informacje o życiu bohaterów, ale bądźmy szczerzy - mieli na to osiem lat; o Tedzie, Marshallu, Lily, Robin i Barneyu wiemy niemal wszystko.

Tymczasem - przynajmniej według scenarzystów - to wciąż za mało. Na przykład teraz dowiadujemy się, że często sobie pomagali z zastrzeżeniem "o nic nie pytaj". No to nie pytali, dzięki czemu teraz, poproszeni przez Marshalla o skasowanie nieszczęsnego SMS-a, mogą spełnić jego prośbę bez żadnych "ale". W takim razie ja też o nic nie pytam i przyjmuję konwencję twórców. Skoro lecą sobie w kulki, to niech lecą; ja mam powoli dość. 

Ted zszedł znowuż na drugi plan i nie ma nic o jego związkach, przyszłych i przeszłych miłościach czy poszukiwaniach tej jedynej. W takim tempie matkę poznamy dogłębnie na 5 minut przed końcem finałowego odcinka. Co dostajemy w zamian? Niewiele. Jakąś historyjkę o duchach, dylematy Marshalla, czy powiedzieć Lily o przyjęciu pracy sędziego, kilka perypetii związanych z próbą skasowania wiadomości tekstowej i proste, wręcz prostackie rozwiązanie, które można było zaserwować już na samym początku. Po finałowym sezonie moglibyśmy spodziewać się więcej, ale porzućmy nadzieję, a będzie nam łatwiej.

[video-browser playlist="634250" suggest=""]

Tak, mam żal. Niektóre seriale powinny zdawać sobie sprawę, że zawaliły. I próbować się odkuć. Dexter poległ, bo finałowy sezon był nieprzemyślany, idiotycznie rozplanowany i po prostu słaby. Ale już takie Smallville gnały naprzód, próbując ratować co się da zbyt rozwleczoną historią, która na szczęście znalazła szczęśliwe ujście w finale. Jak poznałem waszą matkę nie wie, w którą stronę chce podążać, a twórcy zapychają sezon byle czym, byle tylko odbębnić te dwadzieścia kilka epizodów. O ile w pierwszych odcinkach jeszcze dawali nadzieję na najważniejsze, czyli tytułową matkę, tak teraz robią wszystko, by skupić się na nie wiadomo czym. Niewiele jest o ślubie, niewiele o przygotowaniach do niego. Brakuje wyrazistego głównego wątku. 

A może wcale nie o matkę chodziło? Może chodziło o przyjaciół? Tylko gdzie oni są? Lily czeka na Marshalla, sącząc drinki; Ted miota się pomiędzy barem, restauracją i recepcją; Robin i Barney zamykają się w pokoju, by konsumować swoją miłość. Historia o duchach nie pomaga. Nadzieja się jeszcze tli, ale scenarzyści dają do zrozumienia, że można zmarnować nawet najfajniejszy koncept.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj