O wszystko zadbam to głośny film Netflixa z Rosamund Pike (nagrodzoną swoją drogą za swój występ Złotym Globem). Czy warto obejrzeć?
O wszystko zadbam to nowy film Netflixa, który na etapie promocji zapowiadał się bardzo ciekawie – obiecano nam historię wyrafinowanej oszustki, która z ramienia ośrodka opiekuńczego dla osób starszych wykorzystuje i ubezwłasnowolnia seniorów, by w podstępny sposób położyć ręce na ich majątkach. W roli głównej występuje
Rosamund Pike, która dała się poznać przede wszystkim w
Zaginionej dziewczynie z 2014 roku – już w samych zwiastunach wyraźnie czuć było, że mamy tu do czynienia z castingiem trafionym w dziesiątkę i tym samym obietnicą znakomitego kina. I choć główna aktorka stoi na wysokości zadania, sama produkcja pozostawia wiele do życzenia, koniec końców okazując się czymś dużo słabszym, niż można było oczekiwać po zapowiedziach.
Zabierając się do seansu
O wszystko zadbam, liczyłam przede wszystkim na dobry thriller – i rzeczywiście, przez pierwsze 40 minut filmu mamy tu do czynienia z fajnym budowaniem atmosfery i ciekawą prezentacją naszej bohaterki, która jest jednocześnie główną antagonistką produkcji. Marlę Garyson obserwujemy w stanowczym, dobrze przemyślanym działaniu, które ma na celu zawłaszczenie majątków klientów – postać jest opisywana poprzez swoje okropne czyny w akcji bieżącej, ale również za sprawą równego, bardzo rytmicznego montażu oraz detali scenografii, które symbolizują jej poukładany, doskonale zaplanowany świat (czego przykładem jest jak choćby idealnie wyklejony na ścianie kolaż ze zdjęć jej ofiar). Od samego początku produkcji Marla wydaje się zatem osobą nie do zagięcia, taką, której nie da się niczym przechytrzyć – jest zaprogramowana na to, by wygrywać za wszelką cenę i Pike świetnie oddaje ten fakt na ekranie. Jej bohaterka jest tak nieludzka, tak wyrachowana i do szpiku kości zła, że samo obserwowanie jej wywołuje w widzu autentyczną niechęć – za sam ten fakt aktorce należy się ogromny plus; to rola, która wzbudza zdecydowane emocje. Marla jest na fali, jest w świetnej pozycji finansowej, jej życie prywatne kwitnie, a kariera... właśnie nabiera tempa, bowiem na horyzoncie pojawia się nowa idealna kandydatka do nabicia w butelkę – zamożna starsza pani, która siedzi na pokaźnej sumce pieniędzy (
Dianne Wiest). Gdy drogi obydwu kobiet się przetną, rozpocznie się ciąg dziwnych wydarzeń – i niestety, mimo obiecującego wydźwięku tego zdania, nie mam tu na myśli nic pozytywnego.
Choć aktorsko film stoi na wysokim poziomie (za co właściwie samodzielnie odpowiada Pike), to za mało, by utrzymać całą opowieść w solidnym pionie – w pewnym momencie fabuła przybiera niedorzeczny wręcz obrót i w świetle nowego wątku kryminalno-mafijnego wszystko to, co obserwowaliśmy do tej pory, zwyczajnie przestaje mieć znaczenie. Konfrontacja między Grayson a jej nową ofiarą została bardzo okrojona i poprowadzona inaczej, niż się tego spodziewałam – seniorka okazuje się tylko pretekstem do wprowadzenia do fabuły ryby grubszej niż sama Marla. Nieoczekiwanie film zaczyna gwałtownie skręcać w płaską czarną komedię z elementami kryminału, co zupełnie kłóci się z tym, od czego wyszliśmy – szybko złapałam się na tym, że nie wiem już, co tak właściwie oglądam. Główny konflikt produkcji został umieszczony na osi pracownica społeczna – rosyjska mafia, co nawet na papierze brzmi totalnie dziwnie. Niestety, na ekranie wcale nie prezentuje się to lepiej. Od połowy produkcji stajemy się świadkami nieautentycznych, zupełnie niewiarygodnych wydarzeń, które momentami wzbudzać mogą śmiech politowania (ja naprawdę rozumiem determinację i żądzę zysku głównej bohaterki, jednak gdy z niewyjaśnionych pobudek robi się z niej Alfę i Omegę przestępczej intrygi i niezniszczalną twardzielkę, której powieka nie zadrży, nawet gdy śmierć zagląda jej w oczy, po prostu przestaję to kupować – przypominam, że mamy tu do czynienia z opiekunką prawną, która faktycznie ma dużo do stracenia, choć mówi co innego). Naprawdę szkoda – nie tylko przez zmarnowany potencjał samego zarysu ciekawej opowieści, ale także przez to, że początkowe sekwencje rzeczywiście generowały w widzu olbrzymie emocje, a w dalszej części zaoferowały po prostu jedno wielkie nic. Myślę, że twórcy zaczęli ze zbyt wysokiego progu – samym dobrym otwarciem niestety nie da się zagwarantować równego poziomu całej opowieści i tu mamy idealny przykład sytuacji, gdy historia, mniej więcej od połowy, zjeżdża po równi pochyłej.
Zawiodłam się również na postaci granej przez
Petera Dinklage’a. Jego bohater, Roman, jest fatalnie opisany już na samych kartkach scenariusza i tak naprawdę nie ma do zaprezentowania sobą zupełnie nic poza jedzeniem kolorowych ciasteczek, jednak nawet nie o to chodzi – problemem jest sama gra aktora, który przez całą opowieść gra w zasadzie tylko jedną miną. Jest to dla mnie postać nieprzekonująca, momentami wręcz karykaturalna i nie posiadająca zupełnie żadnej osobowości. Szybko jest nam przedstawione, że przyświeca mu cel większy niż życie, jednak ja nie kupuję także i tego – działania tej postaci momentami zupełnie nie mają sensu, ponieważ jej motywacje są zbyt słabe, by ktokolwiek mógł w nie uwierzyć. Mężczyźnie nie sprzyja także fakt, że nic, co sobie postanowi, nie wychodzi tak, jak zakładał. Trudno zbudować jakąś powagę postaci, gdy tak koncertowo partaczy wszystkie swoje przedsięwzięcia.
O wszystko zadbam to film, który jest niewypałem. Choć realizacyjnie i aktorsko jest naprawdę dobrze (Złoty Glob dla Pike jak najbardziej zasłużony), scenariusz i samo rozpisanie postaci jest po prostu bardzo kiepskie. Seans trudny do przemęczenia, od połowy wręcz nużący. Za główną rolę, montaż i nieoczywiste zakończenie – naciągane 5/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h