Za nami chyba najlepszy odcinek Obi-Wana Kenobiego. Wreszcie widać gołym okiem ten mityczny potencjał serialu. Wielu recenzentów zauważyło, że punkt wyjścia tej historii jest naprawdę ciekawy. Wydaje się więc, że zadaniu nie sprostał główny scenarzysta, Joby Harold, który z niewyjaśnionych przyczyn mało czasu poświęcał tytułowej postaci i proponował naprawdę proste tropy. W tym tygodniu do zespołu dołączył Andrew Stanton. Nie wiem, czy to twórca WALL-E przyczynił się do tego skoku jakości, ale fakty są takie, że wreszcie Obi-Wana ogląda się z zainteresowaniem, a role bohaterów zyskują na znaczeniu. Znacznie lepszy odcinek nie oznacza jednak, że da się zapomnieć o wcześniejszych problemach, które wychodzą na wierzch także tutaj. Do tych negatywnych aspektów jeszcze wrócę, ale muszę przyznać, że pozytywnie zaskoczyła mnie otwierająca sekwencja, w której dochodzi do sparingu między Obi-Wanem a jego uczniem Anakinem. Bałem się, że będzie to tylko okazja do pokazania fajerwerków technologicznych, które odmładzają twarze aktorów, oraz scen z odpalonymi mieczami. Myliłem się, bo chociaż sam efekt CGI nie był najwyższej próby, to jednak liczy się to, że scenę rozciągnięto na cały odcinek. Dzięki zastosowaniu montażu równoległego mamy odniesienie sparingu sprzed lat do tego, co dzieje się obecnie w życiu Bena Kenobiego i Dartha Vadera. A to wypada bardziej niż przyzwoicie.
Disney+
Inna sprawa, że wolałbym zobaczyć mistrza i ucznia rozmawiających ze sobą, bez groźnie wyglądającej potyczki na miecze świetlne potrafiące przeciąć kończynę niczym rozgrzany nóż kostkę masła. Odpuszczę sobie uszczypliwości, bo to pierwsza tego typu retrospekcja, która naprawdę ma wpływ na to, jak postrzegamy później bohaterów. Pomiędzy kolejnymi ciosami sparujących ze sobą Jedi, jest kilka wersów dialogów, co również dobrze działa z punktu widzenia przyszłych wydarzeń. Czegoś takiego brakowało w zasadzie od pierwszego odcinka. Zapowiadano nam przecież ponowną konfrontację Obi-Wana i Dartha Vadera, ale przez długi czas dynamika relacji tej dwójki była na drugim, może nawet trzecim planie. Nie było czuć stawki i konieczne okazało się dopowiadanie sobie pewnych rzeczy lub powracanie pamięcią do prequeli.  W 5. odcinku, chociaż nie dochodzi do starcia twarzą w twarz, to jednak dzięki retrospekcji dowiadujemy się, jaka historia za tym idzie. I to jest właśnie ten potencjał, który widzimy wreszcie - nie tylko na papierze, ale też na ekranie.  Druga rzecz, która wyróżnia ten odcinek, to realizacja. W wielu momentach były niedociągnięcia, (np. atak szturmowców na bazę Ścieżki na Jabiim), ale mieliśmy wreszcie kilka ładnych, operatorskich zabiegów. Darth Vader dostał parę dobrych ujęć. Podobać mogła się jego walka z Revą. Choreografia nie była specjalnie skomplikowana, ale wpleciono w nią fajne sztuczki z mieczami. Wjazd szturmowców na bazę Ścieżki został wyreżyserowany kiepsko, czego konsekwencją jest zasygnalizowana na początku odcinka i nieudolnie pokazana śmierć Tali. Siłą rzeczy wpływa to na postać Obi-Wana Kenobiego, bo widoczna jest tutaj myśl zawarta w scenariuszu. Pomysł niegłupi, ale zawiodła niestety reżyseria. Debora Chow odpowiedzialna za to stanowisko, nie zawsze dobrze odnajduje się w scenach ważnych z punktu widzenia fabuły. Wspomniałem na wstępie, że w 5. odcinku wreszcie widać, do czego prowadzi ta historia. Do tej pory wątek Obi-Wana, który musiał podnieść się po Zemście Sithów, był raczej na drugim planie. Wreszcie jednak bohater zostaje zestawiony ze swoim byłym uczniem i opowieść nabiera rumieńców. 
Lucasfilm
+6 więcej
Dlaczego tak wysoko oceniłem ten odcinek?  Zamknięta w niewielkiej przestrzeni ludność, która próbuje się przeciwstawić złym siłom, to plot, do którego mam dużą słabość. Być może zostało to zainspirowane Atakiem na 13 posterunek Johna Carpentera. To jak najbardziej słuszny trop i zwyczajnie dobrze się go ogląda. Uwielbiam ten koncept i nic na to nie  poradzę. Inna sprawa, że dalej musimy wszystko to przepuścić przez sito ogólnej jakości serialu Disney+. Gdy szturmowcom udaje się sforsować bazę, dzieją się rzeczy dziwne i pod koniec ulatuje gdzieś całe to napięcie. Zanim jednak otworzyły się wrota, Trzecia Siostra w rozmowie z Obi-Wanem wreszcie ujawnia nam swoje motywacje. Czy to nie zabawne, że dzieje się to dopiero na etapie 5. odcinka? Obi-Wan wykorzystuje tę wiedzę i chce chronić Inkwizytorkę przed Vaderem. Od pierwszego odcinka sygnalizowano nam, że ta dziewczynka z retrospekcji z Rozkazu 66 to właśnie szkoląca się na Jedi Reva. Wymyśliła sobie, że schwytanie Obi-Wana może dać jej szanse na zbliżenie się do Dartha Vadera i ostatecznie zemszczenie się na nim poprzez zadanie mu śmiertelnego ciosu. Jest to jednak dla mnie rozczarowanie, bo było to zbyt czytelne. Obi-Wan Kenobi w 5. odcinku ma dobrze zaplanowaną strukturę, mniej irracjonalnych decyzji, a więcej okazji do zarysowania celu tej opowieści. W zestawieniu z całością odcinek wypada najlepiej. Daje nadzieję, że może być naprawdę ciekawie. Konfrontacja Obi-Wana i Vadera nie musi odbywać się na miecze świetlne. Bohaterowie nie muszą nawet stać naprzeciw sobie! Wystarczy, że narracja zostanie tak poprowadzona-  lirycznie i formalnie - że poczujemy napięcie narastające między mistrzem a byłym uczniem. Wcześniejsze odcinki mocno zostały pogmatwane niepotrzebnymi wątkami i decyzjami. Ciągle widzę potencjał na coś znacznie lepszego. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj