Carolyn Martens powołuje specjalną, tajną jednostkę, która ma za zadanie wytropić nieuchwytną zabójczynię, mordującą wpływowych ludzi na terenie Europy. Na czele zespołu staje Eve, która reprezentuje podobny typ myślenia co jej szefowa i jako jedyna podejrzewała tę samą sprawczynię we wszystkich przypadkach zbrodni. Agenci udają się na miejsce kolejnego z zabójstw. W tym czasie Villanelle zostaje poddana ocenie psychologicznej przez swoich zwierzchników. Jednak zabójczyni nic sobie nie robi z zakazów stawianych jej przez szefostwo i wykonuje kolejne zlecenia. Przy okazji pogłębia się jej obsesja wobec Eve. Zdecydowanie najsilniejszym punktem tej produkcji jest postać Villanelle, co dokładnie widać w nowych odcinkach. Jodie Comer jest fantastyczna w roli psychopatycznej i nieposkromionej zabójczyni, która przy tym reprezentuje sobą wiele uroku. Mimo wszystkich okrutnych czynów, których dokonuje Villanelle naprawdę w pewnych momentach zaczynamy lubić tę postać. Wszystko to dzięki zabiegowi twórców, którzy przeplatają sceny kolejnych zleceń i zawodowego, mrocznego życia antagonistki z jej codzienną rutyną, spotkaniami z Jeromem i ukazaniem tego ludzkiego oblicza Villanelle. Ten kontrast powoduje, że z czasem nominalny czarny charakter produkcji wzbudza naszą sympatię bardziej od głównej bohaterki. Na taki sposób postrzegania czarnego charakteru składa się jeszcze jeden czynnik, mianowicie pokłady czarnego humoru, w który scenarzyści wyposażają Villanelle. Comer potrafi tę psychopatię swojej postaci przekuć na wymiar z bardzo mrocznymi żartami, które nie są ani przesadzone, ani niesmaczne. Niestety już wątek głównej protagonistki serialu nie wzbudza we mnie takiego entuzjazmu. Eve w wykonaniu Sandry Oh jest tylko i wyłącznie powidokiem charyzmy Comer i jej Villanelle. Postać Polastri jest w niektórych momentach niewiarygodnie nudna, czasami mam wrażenie, że jej wątek jest ustawiony jako forma przebitek dla osi fabularnej z jej przeciwniczką w roli głównej. Oh nie potrafi wykrzesać ze swojej bohaterki nic, co sprawi, że możemy zacząć jej kibicować. Jeśli wpada na jakiś trop, to raczej z przypadku i cały czas mimo swojej podobno wielkiej intuicji daje się bez problemu infiltrować Villanelle, kompletnie nie wpadając na pomysł, że może być obserwowana. Bardziej niż do roli tajnej agentki w terenie Oh pasuje w tym wypadku do kreacji poczciwej biurowej pracownicy w tajnych służbach i taki właśnie stonowany charakter reprezentuje swoją postacią przez wszystkie odcinki od początku. Doskonale obrazuje to scena Eve na stacji metra, gdzie oprócz niej znajdują się jakieś trzy osoby. Bohaterka nie zwraca uwagi na Villanelle obserwującą ją z kilku metrów. Zmarnowany potencjał. Twórcy starają się jak mogą, aby nakreślić, w jakiś ciekawy sposób relację pomiędzy Eve a Villanelle i czasami to im wychodzi, szczególnie w wątku tej drugiej. Obsesja Villanelle bardzo dobrze prezentuje się na ekranie i Comer potrafi zarysować nam tę osobliwą, wręcz bardzo intymną więź, jaka łączy ją z Eve, co widać między innymi w scenie, w której przegląda rzeczy agentki w swoim pokoju hotelowym. Jednak tej relacji kompletnie nie widać ze strony Eve. Owszem, agentka prowadzi śledztwo i coraz bardziej zagłębia się w nie, ale nie ma tego ludzkiego czynniku, który decydowałby, że za zwykłą sprawą kryje się ten element niezdrowej obsesji, która spajałaby Eve z jej przeciwniczką. Być może elementem zwrotnym w tej sprawie będzie śmierć Billa z rąk Villanelle, jednak póki co mamy tylko połowiczny sukces tej relacji. Nowe odcinki serialu Killing Eve dają połowiczny, fabularny sukces. Świetnie napisana postać antagonistki i bardzo dobry wątek z jej udziałem, jednak to wszystko niweczy kiepski element produkcji dotyczący głównej protagonistki. Mam nadzieję, że twórcy to poprawią.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj