Finałowy odcinek 2. sezonu Obsesji Eve rozpoczyna nam (lub kończy, zależy jak spojrzeć) nowy rozdział w relacji tytułowej bohaterki i Villanelle. Oceniam.
Inwigilacja Aarona Peela przez Eve dochodzi do krytycznego momentu, gdy kryjówka agentów zostaje zaatakowana przez nieznanych sprawców. Polastri postanawia ruszyć na ratunek swojej zabójczej wspólniczce, jednak ta sama, w charakterystyczny dla siebie sposób, ratuje się przed okrutnymi zapędami Aarona. Tak bohaterki muszą uciekać, ponieważ okazuje się, że MI6 oraz Dwunastu miały swoje własne plany kryjące się za ich zadaniem. Tak byłe konkurentki stają się dla siebie najbardziej zaufanymi osobami.
Swój wywód chciałbym zacząć od minusa finałowego odcinka, którym jest jak dla mnie wątek Aarona Peela. Postać ta zapowiadała się na nawet niezły czarny charakter, jednak twórcy postanowili w tym wypadku zdecydowanie odstawić go na boczny tor i uśmiercić już na początku epizodu. Peel jakoś nie ujmował charyzmą czy wewnętrznymi rozterkami, ale jego demoniczny spokój, manipulatorski zmysł i wyrachowanie naprawdę ujmowały i sprawiały, że dobrze oglądało się jego wyczyny na ekranie. Postać ta mogła być ciekawym papierkiem lakmusowym i swoistym odnośnikiem dla psychopatii Villanelle, czym był w poprzednich odcinkach. Obsesja zabójczyni dobrze rezonowała z maniakalnym obliczem Aarona. Ten stanowił interesujący kontrapunkt ukazujący, że Villanelle wykazuje ogromną paletę bardzo ludzkich cech. To mogło działać dalej, jednak twórcy, trochę pochopnie pozbyli się tego czarnego charakteru, którego wątek tak naprawdę nie został dopięty i było tam jeszcze sporo przestrzeni do rozwoju.
Jednak sama intryga fabularna, której jedną ze składowych był aspekt dotyczący Aarona, zadziałała w punkt, była bardzo dobrze rozpisana i sprawnie poprowadzona. Wykorzystanie Villanelle jako kozła ofiarnego MI6 było świetnym pomysłem twórców i swoistym zapłonem, który mocno popchnął wątek zabójczyni i Eve na nowe, ciekawe tory. Bardzo dobrze oglądało mi się jak bohaterki współdziałają ze sobą, tworząc naprawdę zgrany kolektyw. Sandra Oh i Jodie Comer doskonale czują się, grając ze sobą, i to widać na ekranie. Panie bardzo dobrze budują relację swoich postaci zarówno pod względem emocjonalnym, jak i współpracy w scenach akcji. Wystarczy przytoczyć sekwencję walki bohaterek z Raymondem, którego Eve na końcu zabija siekierą. Tutaj mamy pewną, bardzo dziwną, ale ujmującą mieszaninę wzajemnej troski wkomponowaną w krwawą potyczkę, w czasie której aktorki świetnie współpracują ze sobą na płaszczyźnie fizycznego opanowania tej sekwencji walki.
W tym odcinku również mamy do czynienia z bardzo ciekawym zabiegiem twórców. Mianowicie chodzi mi tutaj o to, że u Eve zostały mocno wyeksponowane psychopatyczne cechy, natomiast u Villanelle mieliśmy do czynienia ze sporą dawką tej ludzkiej strony. Panie w pewien sposób na chwilę zamieniły się miejscami, co stworzyło fantastyczne pole do rozwinięcia ich rysów psychologicznych. To dało ciekawy efekt symbiozy dwóch bohaterek, które już w żadnym stopniu nie występują w kontrze do siebie. Twórcy również bardzo dobrze według mnie postanowili zgłębić relacje obydwu bohaterek, kierując przeciwko nim ich bezpieczne do tej pory środowiska, czyli MI6 w przypadku Eve i Konstantina w przypadku Villanelle. To odarcie umocniło duet zabójczyni i agentki, dzięki czemu finałowy twist odcinka, gdzie Polastri opuszcza Villanelle, a ta do niej strzela, trzymał w napięciu i mógł zaskoczyć.
Finałowy odcinek serialu
Obsesja Eve potrafił budować napięcie, w ciekawy sposób rozwinął relację dwóch głównych bohaterek i złożył podwaliny pod interesujący, dalszy ciąg tej historii, który zobaczymy w kolejnym sezonie. Jak dla mnie 8/10.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h