Wbrew pozorom dziesiąty odcinek serialu Salvation nie jest finałem sezonu. Przed nami jeszcze trzy odcinki, które zapowiadają się równie nudno co bieżące. Zarówno epizod numer 9, jak i numer 10 są w głównej mierze przegadane i nie wywołują najmniejszych emocji. No, może poza poirytowaniem, że oto musimy oglądać kolejną nic nie wnoszącą scenę. Asteroida jak leciała tak nadal leci, a choć działania bohaterów w głównej mierze krążą wokół tego tematu, zagrożenie zostaje zepchnięte na dalszy plan. W dalszym ciągu liczą się przede wszystkim perypetie osobiste bądź intrygi polityczne, które zaczynają wypływać na światło dzienne i co najgorsze – wcale nie są ciekawe. Same intrygi to nie jest zły pomysł – w końcu dobrze jest czasem zadrżeć o los głównych bohaterów lub rozwiązać z nimi kolejną zagadkę. W tym serialu jednak takie zabiegi zostały po prostu fatalnie przedstawione. Po cliffhangerze, który całkiem fajnie zakończył ósmy odcinek, zaprezentowano nam teraz sekwencję, w której Grace Barrows bez większego problemu radzi sobie z nieproszonym gościem w jej domu. Rzecz zapowiedziana w tydzień temu trwała może minutę, czego nie sposób nie wyśmiać. Twórcy budują zalążek napięcia, by zrujnować je kolejną banalną sceną, w związku z czym dwa ostatnie odcinki ogląda się z niczym innym jak chęcią ziewnięcia. I poczuciem, że można było wykorzystać przeznaczony na nie czas znacznie lepiej.
fot. CBS
Nic się nie zmieniło także w kwestii przewidywalności. Smutne, że twórcy mają widza za półgłówka, któremu trzeba pokazywać palcem wszystkie wskazówki – one i tak są widoczne bez żadnych podpowiedzi. Kamera robi celowe zbliżenia na twarze podejrzanych bohaterów, zatem na jakiej podstawie mamy czuć się zaskoczeni, gdy faktycznie okaże się, że to oni zawinili? Widać to doskonale podczas zaprzysiężenia nowego prezydenta, gdy oczy widzów zwracają się na wyszczególnioną twarz asystentki Claire Rayburn. I jak tu się nie domyślić kto maczał palce we wszystkich dotychczasowych spiskach... Podobnie zresztą z samą panią prezydent. Gdyby bohaterowie za wszelką cenę nie podkreślali, że kobieta jest chora i często traci wątek, być może fakt jej przerwanej przemowy zaskoczyłby bardziej. W sytuacji, gdy mamy pełny ogląd jej aktualnego stanu, nie robi to najmniejszego wrażenia – tylko serialowym postaciom serce o mało co nie wyskoczy z piersi, co uważam za strasznie naiwne. Uczucie jakie narodziło się między Dariusem i Grace to chyba jedyny niewymuszony wątek serialu. Bohaterowie zachowują się naturalnie i nie są nachalni w swoich relacjach, co wypada bardzo autentycznie. Aż dziwne, że zdecydowano się prowadzić ich wątek tak powoli – pozostała część fabuły gna do przodu, owocując sekwencjami skondensowanymi do minimum i tym samym w ogóle nie angażującymi. Bo jak niby przejąć się skandalem, jaki wywołała publikacja artykułu, skoro mówiło się o nim zaledwie w jednej scenie? Jak martwić się o Grace, która zostaje napadnięta we własnym domu, skoro od początku wiadomo, że za chwilę pokona przeciwnika? Przejmująca ścieżka dźwiękowa nie wystarczy – by rzeczywiście zaangażować widza potrzeba trochę lepszego scenariusza, z czego twórcy serialu najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy. W chwili obecnej znów zaczyna się psuć. Holownik wystrzelony w kosmos wysyła sprzeczne sygnały, co zwiastuje kolejny problem w nadchodzących odcinkach. Nie czuję jednak żadnych emocji z tym związanych. Może tylko zaciekawienie, czy wydarzy się jeszcze cokolwiek, co zmieni moje sceptyczne nastawienie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj