Młoda dziewczyna imieniem Kristen (Amber Heard) trafia na oddział zamknięty po tym, jak celowo wywołała pożar na pewnej farmie. W szpitalu poznaje inne pacjentki, które podobnie jak ona mają problemy ze zdrowiem psychicznym. Dziewczyny traktują ją z dystansem, w dodatku zdają się skrywać pewien mroczny sekret. Nie pamiętając kim jest, ani co zrobiła, Kristen nie potrafi się odnaleźć w nowym miejscu. Poczucie niesprawiedliwości i wyobcowania towarzyszą jej na każdym kroku. Sytuacji nie poprawia fakt, że nocą widuje ona ducha, który przechadza się korytarzami szpitala. Nikt jednak nie chce uwierzyć psychicznie niezrównoważonej osobie. Tymczasem ofiarą zjawy pada jedna z pensjonariuszek...
[image-browser playlist="607985" suggest=""]©2010 FilmNation Entertainment
W ostatnich latach sposoby straszenia uległy zmianom, w ogóle stylistyka horroru jako takiego przeszła swego rodzaju metamorfozę. O ile w latach 80. (w okresie największego rozkwitu gatunku) i gdzieś tak do schyłku 90. twórcy stawiali na klimat i stopniowe budowanie napięcia, krwawe sceny traktując wyłącznie jako dopełnienie, tak już od roku 2000 zaczęto stawiać na przesadne epatowanie przemocą, dynamikę przedstawianych wydarzeń i ogólną widowiskowość, tym sam samym zapominając o tym, co w horrorze najważniejsze - atmosferze. Oczywiście taki stan rzeczy nie każdemu musi się podobać, ale trendy są jakie są i twórcy chcąc pozostać na topie muszą się do nich dostosowywać. Carpenter, po wieloletniej przerwie, najwyraźniej ma problemy z odnalezieniem się we współczesnym horrorze, ponieważ jego najnowszy film zatytułowany "Oddział" jak żywo przypomina produkcję wyciągniętą wprost z lat 80.
[image-browser playlist="607986" suggest=""]©2010 FilmNation Entertainment
Nie byłoby w tym oczywiście nic złego, gdyby nie pewien drobny szkopuł: filmowi brakuje oryginalności. Obraz posiada klimat dawnych produkcji, dodatkowo potęgowany osadzeniem akcji w latach 60. Dlatego też wystrój szpitala, ubrania bohaterów oraz sam sposób prowadzenia akcji, charakterystyczny dla starej szkoły horroru, można zaliczyć na plus. Niestety całość pogrąża oklepana fabuła, która widzowi obeznanemu z gatunkiem nie zaoferuje absolutnie nic, czego by już wcześniej nie widział. Reżyser najwidoczniej chciał też zaskoczyć widzów serwując im, swoim zdaniem, niebanalne, zrywające z konwencją zakończenie. Sęk w tym, że pan Carpenter robiąc sobie przerwę w reżyserii, najwyraźniej odpoczął także od horrorów w ogóle, tym samym tracąc rozeznanie w gatunku. Gdyby był na czasie, wówczas wiedziałby, że filmów serwujących nam podobny zwrot było w ostatnich latach zatrzęsienie i "The Ward" pod tym względem nie oferuje widzom absolutnie niczego nowego. Być może gdyby obraz powstał w latach 80., wtedy istniałoby spore prawdopodobieństwo, że z miejsca zostanie okrzyknięty kultowym, zaś jego twórca nazwany prekursorem nowych kierunków w kinie grozy. Niestety film jest produkcją nową i jako taka sprawia wrażenie wtórnej i przestarzałej.
Sytuacji nie ratuje fakt, że pod względem aktorskim jest co najwyżej przeciętnie. Amber Heard, jakkolwiek jest piękną dziewczyną, grać specjalnie nie potrafi. Wcale nie lepiej wypadają Danielle Panabaker, Mamie Gummer czy Laura-Leigh w roli pozostałych pensjonariuszek. Tak jak ich kreacje niespecjalnie irytują w trakcie, tak też i nie zapadają w pamięć już po skończonym seansie. Jest poprawnie, ale nic ponadto.
[image-browser playlist="607987" suggest=""]©2010 FilmNation Entertainment
Nie można natomiast powiedzieć, by film nudził. Ma dobre tempo, napięcie jest budowane dość umiejętnie, sporo tu mroku, a w dodatku klimat produkcji nie ma nic wspólnego z współczesnym horrorem. Carpenter zafundował nam trochę taką swoistą podróż w czasie do złotego okresu kina grozy, jakim były lata 80. Co prawda jest to podróż po nieco wyboistej drodze, zaś widoki przewijające się za szybą autokaru w większości zdają się nam być bardzo dobrze znane, ale nie sposób odmówić jej uroku.
[image-browser playlist="607988" suggest=""]©2010 FilmNation Entertainment
W dobie krwawych jatek i teledyskowych akcyjniaków, które z horrorem mają tyle wspólnego, co stringi striptizerki z pasem cnoty, "Oddział" oferuje nam nieco bardziej klasyczne podejście. Prawdopodobnie współczesny widz będzie produkcją Amerykanina srodze zawiedziony, ale już osoby, które wychowały się na "Christine", "Oni żyją", czy "Ataku na posterunek 13" z pewnością film docenią, choć sporą rolę w ich ostatecznej ocenie odegra również sentyment. Ja osobiście bawiłem się całkiem nieźle, choć nie ukrywam, że po mistrzu spodziewałem się dużo więcej.
Ocena: 6/10