Bohaterowie nadal są trapieni wymyślnymi wizjami i halucynacjami, które przybierają na silę. To już nie są tylko sny, ale też incydenty na jawie. Twórcy ponownie błyszczą w kwestii budowania odpowiedniego klimatu i kreatywności, bo wszystkie zaprezentowane momenty są intrygujące i czasem szalenie interesujące. Widzimy, że Teen Wolf to wyścig z czasem, którego Stiles, Allison i Scott mają coraz mniej.
Większość odcinka jednak skupia się na poszukiwaniach dziewczyny zmienionej w wilka. Znów rozbudowywana jest mitologa, tłumacząca moc alfy, która wcześniej została zaledwie zasugerowana. To jest pretekst do powrotu bliźniaków, którzy okazują się niezwykle skorzy do pomocy. Szkoda, że tak naprawdę jest to tylko zapychacz mający na celu ich pokazanie, bo żadnego wpływu na fabułę ani na Scotta ich działania nie mają. Sposób, w jaki wprowadzono bliźniaków to jedyna wada tego odcinka.
Dalej jest już prawdziwy emocjonalny rollercoaster. Atmosfera, napięcie i rozrywka na niespotykanym poziomie. Twórcy serwują każdą sceną z niesamowitym klimatem, przyciągając do ekranu i ciesząc wzrok ładnym obrazem, zaś uszy nastrojową muzyką, która idealnie pasuje do pokazanych scen. Kluczowy moment z odkryciem przez Scotta ryku alfy jest tego najlepszym dowodem. Pięknie nakręcona scena, aż można poczuć na plecach ciarki. Kolejna minuta to pozytywne zaskoczenie, bo pojawia się piękna Shelley Hennig z serialu The Secret Circle. Ciekaw jestem, jaką rolę ta postać będzie mieć do odegrania w kolejnych odcinkach, bo aktorka potrafi szybko wzbudzić sympatię, więc liczę na interesującą bohaterkę.
[video-browser playlist="633889" suggest=""]
Świetnie wypada wspólna scena Stilesa z Lydią. Jakie to miało cudne napięcie i ile w tym było emocji! Sekwencja prosta, dobrze zagrana i, przeczuwam, że mająca bardzo ważny wpływ na ich relację. Jak wielu, oczekuję ich ewentualnego romansu, a takie uratowanie życia w sytuacji prawie bez wyjścia może być dobrym krokiem w tę stronę.
Nadzwyczajnie wygląda wątek Petera i Dereka, w którym dominują czynnik "o co tu chodzi?". Intrygująco, ciekawie i tajemniczo. Na plus nawet nieźle przemyślane sceny tortur, które mają odpowiednią dawkę brutalności i efekciarstwa, do których serial nas przyzwyczaił. Pojawienie się postaci, która myśleliśmy, że zginęła również można nazwać miłym zaskoczeniem. Nie wiem, o co tu biega, ale Jeff Davis opowiada tę historię w taki sposób, że natychmiast chcę, a wręcz muszę się tego dowiedzieć.
Ostatnie sceny to kolejne zaskoczenie i oddziaływanie na naszą ciekawość i emocje. Trudno powiedzieć, co takiego zobaczyliśmy i co to za tajemnicza postać. Po cichu stawiam na Cary'ego Tagawę, więc sądzę, że może to być pierwszy krok w stronę japońskich mitologii, które zapowiadano. A skoro już o tym mowa - Kira to bardzo sympatyczna bohaterka. Czasem przypomina mi Allison, czasem słodką postać z jakiegoś anime - mieszanka wybuchowa, zabawna i jak na razie rozbudzająca zainteresowanie. Pomiędzy nią a Scottem da się odczuć chemię, więc ich wspólne sceny dostarczają przyjemnej rozrywki.
Jeff Davis pokazuje, że jak się chce, to można z każdym kolejnym sezonem, a nawet odcinkiem serwować tyle klimatu i mocnych wrażeń, że widzowie nigdy nie będą narzekali na nudę. Teen Wolf oferuje równy poziom i kawał dobrej zabawy, która w żadnym momencie nie przypomina banalnych seriali młodzieżowych rodem z The CW czy też tych troszkę ambitniejszych z ABC Family. Teen Wolf to serial niezwykle dojrzały, a Davis chyba ubzdurał sobie, że każdy epizod ma oferować emocje godne finału sezonu. Oby tak dalej!