Może należy rozpocząć od tego, że Odliczanie do wojny jest dziełem opartym na grze komputerowej – w tym przypadku w roli oparcia występuje Battlefield 4, znany i lubiany shooter ze stajni Electronic Arts. W żaden sposób stwierdzenie, że książka opiera się na grze komputerowej, nie powinno jej dezawuować; tak jak literatura związana z każdą inną tematyką może być dobra i zła, tak samo oparta na grach może być ciekawa i zajmująca. Battlefield 4. Odliczanie do wojny takie nie jest.

Główny bohater, agent Laszlo Kovic, którego gracze kojarzyć mogą jako jednego z agentów występujących w przerywnikach z trzeciej części "Battlefielda", zostaje wplątany w incydent mający w zamierzeniu być iskrą rozpoczynającą trzecią wojnę światową. Dziwnym zrządzeniem losu lub szczęśliwym trafem (obydwie te rzeczy występować w książce będą nad wyraz często) Kovicowi udaje się wydostać z opałów, po czym rozpoczyna prywatne śledztwo mające na celu wyjaśnienie wszystkich niuansów owego incydentu.

Sam zarys fabuły wygląda zachęcająco, ale o jakości dzieła nie świadczy przecież szkielet, a sposób, w jaki został on przez autora ubrany. I tutaj widać słabość książki Petera Grimsdale’a. Postacie naszkicowane w "Odliczaniu do wojny" są tekturowe i sztampowe, wiele z nich pojawia się tylko na chwilę albo by pociągnąć fabułę dalej i w niewyjaśnionych okolicznościach utonąć w meandrach historii. Z dzieła można dowiedzieć się wiele na temat tradycyjnej roli kobiety w Chinach. Autor kilkukrotnie zauważa, że kobieta w życiu zawodowym ma mniejsze szanse na osiągnięcie czegokolwiek niż mężczyzna. Kobieta za to staje się automatycznie obiektem niczym niewytłumaczalnej chuci, jeżeli tylko fabuła zawiedzie ją na spotkanie z przełożonym, a nawet z napotkanym w lesie żołnierzem. Stojący po drugiej stronie mężczyzna nie panuje nad swoimi popędami, których zatrzymać nie może nawet rządowa odznaka spoczywająca w dłoni rzeczonej kobiety.

Skoro już przy sprawach damsko-męskich jesteśmy - w książce występuje dość duża liczba wulgaryzmów seksualno-podwórkowych. Są to w większości przypadków ordynarne, niczym nieuzasadnione wtręty, które znikają (dzięki Bogu) tak mniej więcej od połowy książki. Od bohaterów dowiadujemy się również, że gdy znajdujesz się w sytuacji bez wyjścia, najlepiej jest złapać za broń i opróżnić magazynek w przeciwnika – zawsze działa niezawodnie. Jeśli nie ma w pobliżu broni, to autor poda pomocną dłoń. Kiedy Kovic trafia do celi tak ciemnej, że myśli, iż go oślepiono, ktoś nieznajomy podaje mu nóż. Niestety nie dowiadujemy się skąd, po co i dlaczego znalazł się tam ów tajemniczy wybawiciel.

Uwzględnijmy też fakt, że beznadziejne sytuacje często są wynikiem głupoty bohaterów, którzy po ucieczce z rezydencji wrogiego generała, nie przejmując się pościgiem, zasypiają na warcie. Rzeczy wprawiające w osłupienie zresztą mnożą się na każdej stronie – a to obrobione w Photoshopie zdjęcie staje się głównym powodem wzrostu napięcia między mocarstwami, a to wszyscy strażnicy z niewiadomych przyczyn biegną do wnętrza fortecy i dzięki temu udaje się ich (wszystkich) uwięzić za pomocą zhakowanej sieci komputerowej. Jeżeli już mamy dowiedzieć się nieco o bohaterze, to autor wstawia go do biura z jego przełożonym (nudnym "zabiurkowcem" nadającym się jedynie do wygłaszania kazań), gdzie podczas wykładu na jakiś niezwiązany z fabułą temat bohater może się wyłączyć i powspominać przeszłość, pozwalając poznać swoją historię najmłodszych lat. Autor korzysta też z bardzo zabawnych wybiegów, które mają pokazać czytelnikowi, w jakim pasztecie znalazł się główny bohater. Te jednokartkowe rozdziały, w których twardy dowódca okrętu, jedyny, który może pomóc Kovicowi, roni w samotności łzy, wpatrując się w zdjęcie swojego poległego syna - bezcenne. Czy należy dodawać, że syn ów poległ podczas akcji dowodzonej przez Kovica?

Dość już pastwienia się nad tą książką, napisaną nierówno, gdzie dynamiczne sceny mieszają się z nieuzasadnionymi przestojami. Doszukując się jakichkolwiek plusów, trzeba przyznać, że "Odliczanie do wojny" czyta się szybko. Książka jest dobra do uprzyjemniania sobie przejazdów tramwajem lub na dłuższą podróż pociągiem. Podczas spotkania z dziełem Petera Grimsdale’a miałem wrażenie, że czytam streszczenie średniego filmu akcji. Z tytułami Toma Clancy’ego nie ma się co równać, ale w przypadku braku czegokolwiek innego do czytania można poświęcić tej książce wieczór, lecz absolutnie nie można mieć wysokich oczekiwań.

Fanów "Battlefielda" i tak nie trzeba przekonywać; myślę, że oni odnajdą się w tej lekturze najbardziej, bo tak naprawdę do nich jest kierowana, uzupełniając pewne luki fabularne w serii gier. I tylko jako taki właśnie "uszczelniacz" należy traktować tę książkę. Nie-fani znajdą sobie coś lepszego do czytania. Nawet w tramwaju.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj