Ponownie scenarzyści decydują się nieco uporządkować świat przedstawiony i serwują tygodniowy przeskok w czasie. Miles i Rachel jednoczą się z ferajną z Nowego Vegas i znów możemy skupić się na zniszczeniu wysłanników Białego Domu. Natomiast retrospekcje Eda Trumana w końcu pokazują, z kim tak naprawdę nasi bohaterowie mają do czynienia. Okrutny los chciał, że najlepiej na zaciemnieniu wyszli członkowie rządu posiadający poglądy najbardziej radykalne, a do tego wręcz psychopatyczne skłonności. Tak narodziła się bezduszna propagandowa maszyna, która nie spocznie, zanim nie opanuje całego kontynentu.
Revolution już nieraz pokazywało, że lubi obracać do góry nogami dobrze znany nam obraz rzeczywistości. Prezydent USA jako bezwzględny tyran, dla którego ludobójstwo każdego dnia to element rutyny, jawi się jako ciekawy kontrast do sytuacji w prawdziwym świecie. Takich despotów jak ten, który siedzi w serialowym Waszyngtonie, Amerykanie z reguły obalają i bombardują ich państwa. Transformacja dzieci w wyzute z uczuć maszyny do zabijania to kolejne odniesienie do wstydliwej przeszłości militarnej Stanów Zjednoczonych. Nawet Bass porównuje to, co widzi, do Full Metal Jacket Stanleya Kubricka, gdzie ukazano nieudolne szkolenie młodych i niedoświadczonych kadetów, zanim wysłano ich na wietnamski front.
[video-browser playlist="635312" suggest=""]
W czasie, gdy Patrioci szykują się do przejęcia całego Teksasu, swoje imperium próbuje odbudować Monroe. Na początku serialu wydawało się, że poziomem aktorstwa nikt nie dorówna Giancarlo Esposito, ale został on już jakiś czas temu przyćmiony przez Davida Lyonsa. W gronie dość papierowych postaci jemu udało się stworzyć bohatera złożonego – dwulicowego cynika, który zawsze swój interes stawia na pierwszym miejscu. Aby przeżyć, musiał wkupić się w łaski swojego największego wroga z pierwszej serii. Gdy już wydawało się, że stał się jednym z tych dobrych, zaczyna znów przypominać brutalnego imperatora, którym był do niedawna. Czy Republika Monroe się odrodzi?
Trzeba przy tym pytaniu postawić ogromny znak zapytania, a na tym etapie sezonu wypada tylko na ślepo spekulować, co wykombinują twórcy. Może się okazać, że czeka nas jeszcze tylko pięć odcinków Revolution, bo szanse na trzeci sezon są dość małe. Trzeba również podejrzewać, że w finałowych epizodach spektakularnie zderzą się ze sobą dwie historie prowadzone równolegle w tym sezonie – nanitów i Patriotów. Jeżeli ta rozgrywka planowana jest jako series finale, trup może ścielić się gęsto. Możemy również dostać cliffhanger, który nigdy nie zostanie rozwinięty. Mam nadzieję, że wszystko potoczy się według tego pierwszego scenariusza. Przekonamy się za kilka tygodni.