Francis Ford Coppola powraca po latach do swojego wielkiego dzieła, by poprawić ostatni akt, który dla fanów zawsze był kością niezgody. Czy udała mu się ta sztuka? Przeczytajcie naszą recenzję.
Należę do tej grupy widzów, która uważa trzecią część
Ojca Chrzestnego za najsłabszą z całej trylogii. Z pewnością na produkcji odbiły się problemy zakulisowe, m.in. wycofanie się w ostatnim momencie Winony Ryder, którą musiała zastąpić kompletnie nieprzygotowana do tego
Sofia Coppola, czy też odejście Roberta Duvalla grającego niezmiernie ważną postać - Toma Hagena. Ale to jest tylko czubek góry lodowej problemów tego filmu. Moim zdaniem jest on nierówny, miejscami nudny i odbiega jakością od dwóch poprzedników. Zawsze uważałem, że jest taką brzydką rysą na ładnym, klasycznym samochodzie. Najwidoczniej wielki
Francis Ford Coppola też miał takie uczucie. Gryzło go gdzieś podświadomie, że ten film różni się jakością od pierwszej i drugiej odsłony. Zresztą to nie jest pierwszy raz, gdy twórca powraca do skończonego dzieła i stara się je ulepszyć. Pod tym względem jest bardzo podobny do swojego dobrego kolegi George’a Lucasa, który jakoś nie potrafił zostawić oryginalnej trylogii
Gwiezdnych Wojen w spokoju i cały czas je ulepszał, rozwścieczając tym niektórych fanów. Jak rozumiem, w obu przypadkach twórcy czuli, że mogli zrobić więcej i ta świadomość nie dawała im spokoju. Niewierzę bowiem, że taki Coppola powrócił do rodziny Corleone tylko dla szybkiego zarobku. Musiała stać za tym zraniona duma i chęć poprawy finałowego aktu. Podjęcie tej decyzji zajęło Coppoli trzydzieści lat, ale nareszcie się przełamał, a my dostaliśmy produkcję
Ojciec Chrzestny Mario Puzo, Epilog: Śmierć Michaela Corleone. Sam reżyser twierdzi, że należy tę produkcję traktować jako swojego rodzaju epilog, a nie zastąpienie poprzedniej wersji. Na etapie pisania scenariusza z Mariem Puzo nazwano go
Ojciec Chrzestny Mario Puzo, Epilog: Śmierć Michaela Corleone. Niestety podczas finałowych prac reżyser postanowił odbiec od tego tytułu. Teraz do niego wraca. Obaj panowie chcieli pokazać swoim tekstem, jak bardzo organizacja przestępcza jest zbliżona swoją strukturą do normalniej korporacji, w której nieodłączną częścią jest dobry PR. W tym wypadku Michael Corleone mafijną rodzinę stara się zamienić na Kościół i dlatego stuka do wrót Watykanu. Uważa, że przejście na jasną stronę mocy może uratować nie tylko jego duszę, ale także rodzinę.
Fani już od pierwszych minut odczują ogromną zmianę. Wersja z 1990 roku rozpoczynała się od retrospekcji, w której widz oglądał scenę śmierci Fredo. W nowej wersji mamy wątek Michaela rozpoczynającego interesy z watykańskim bankiem. Co oznacza, że przeskakujemy o 40 minut do przodu względem oryginału. Dzięki temu posunięciu akcja od razu zaczyna nabierać tempa. Wyznacza również kierunek całej opowieści, która będzie się skupiać głównie na chęci Michaela, by porzucić przestępcze życie i zostać praworządnym obywatelem. Podkreśla to także nowe zakończenie filmu.
Niestety, nawet przemontowanie filmu i dodanie mnóstwa nowych scen nie jest w stanie ukryć niedoskonałości castingowych. Chociaż trzeba przyznać, że reżyser starał się je ukryć. Wyciął mnóstwo scen z udziałem swojej córki, ograniczając jej występ do fabularnego minimum. Również występ George’a Hamiltona został mocno skrócony, co również przyjmuję z ogromną ulgą, bo nie jestem fanem jego warsztatu aktorskiego. Nie pasuje mi do mrocznego charakteru tej produkcji. Na szczęście dostajemy więcej scen z udziałem wyśmienitego
Joe Mantegna czy duetu
Keaton -
Al Pacino. Chemia pomiędzy nimi jest czymś niepowtarzalnym.
Czy to jest już finałowa wersja
Ojca Chrzestnego 3? Wątpię. Coppola już raz grzebał przy tej trylogii, ale wtedy zmiany były kosmetyczne i trudne do zauważenia. Niewykluczone więc, że za jakiś czas światło dziennie ujrzy jeszcze inaczej złożona wersja z kilkoma nowymi scenami, które się ostały na stole montażowym. Niemniej
Ojciec Chrzestny Mario Puzo, Epilog: Śmierć Michaela podoba mi się o wiele bardziej niż produkcja z 1990 roku. Nie jest to może wersja idealna, ale jest jej bliżej do dwóch wspaniały poprzedników. I to nie tylko pod względem fabularnym, ale także wizualnym. Reżyser poprawił trochę kolorystykę, ujednolicając tym samym całą trylogię.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h