On My Block na pierwszy rzut oka wygląda jak wiele innych seriali o dorastaniu i codzienności licealnej młodych bohaterów. Bynajmniej! To wrażenie jest mylne, gdyż twórcy na czele z Lauren Iungerich (znana z Awkward) tworzą komediodramat o życiu nastolatków latynoskiego pochodzenia, których rzeczywistość w znacznej mierze różni się od tej kolorowej z innych seriali. Codzienność tych dzieciaków to ucieczki przed strzelaninami gangów i decyzje, jaki kaliber broni zostanie użyty. To świadomość, by nie patrzeć tam, gdzie nie trzeba i przeżyć ten czas, a potem się wyrwać z tej okolicy. To wrażenie, że znają oni zasady ulicy, których żaden nastolatek nie powinien znać, by cieszyć się dzieciństwem w spokoju. To buduje świat ciekawszy, wyrazistszy i na swój sposób dający do myślenia. Prowadzenie serialu na takich fundamentach pozwala szybko wyrwać go ze schematów gatunkowych i dać sporo świeżości. Wychodzi to nad wyraz dobrze. Tytułowe sąsiedztwo odgrywa ważną rolę, bo determinuje wydarzenia w postaci lokalnej legendy o słynnym napadzie (wątek przewija się przez cały sezon) czy motyw gangu, do którego przez rodzinne koneksje musi przystąpić jedna z głównych postaci. Zostaje tutaj pokazana próba uczłowieczenia latynoskich gangów, które w popkulturze są zawsze schematycznie ukazywane. Jest to podejście połowicznie udane. Lekko pokazuje inną perspektywę, ale siłą rzeczy pewne stereotypy tutaj wygrywają. Też nie dlatego, że twórcy sobie tak wymyślili, ale z powodu tego - jak słyszymy w serialu - byciem w gangu to przeznaczenie niektórych osób od dziecka. Smutny, wręcz przejmujący wniosek, który sugeruje wymóg społeczeństwa i  presję otoczenia. Nie ma opcji odwrotu, bo tym jest tylko śmierć. Na przykładzie Cezara i jego niechęci do bycia w gangu dostajemy wątek wartościowy, ciekawy i dający do myślenia. Każda z takich osób ma jakieś marzenia, cele i talenty, ale nie może ich wykorzystywać. Pozostaje rasowym i kulturowym stereotypem, z którego nikt nie pomaga i nie pozwala wyjść. Ciekawe wnioski nadające temu serialowi charakter. Twórcy jednak nie skupiają się tylko na mrocznych obliczach codzienności. Obok wspomnianych niebezpiecznych i trudnych sytuacji, to serial o zwykłych nastolatków z uniwersalnymi problemami. Bez znaczenia, czy oglądamy osoby białe, czarne czy zielone, przemyślenia, dylematy, marzenia czy pragnienia są takie same. To tutaj pojawiają się miłości, konflikty i współdziałanie grupy przyjaciół (sami siebie nazywają rodziną), by życie było ciekawsze i bardziej emocjonujące. Nie ma w tym aspekcie serialu niczego odkrywczego czy zaskakującego, bo dostajemy coś w pewnym sensie zwyczajnego. Bynajmniej nie jest to wadą, bo ta zwyczajność stanowi doskonałe uzupełnienie przerażającej rzeczywistości. Jest potrzebna. Kilka wątków przewija się przez cały sezon, nadając mu  rozrywkowy charakter: humor, emocje i interesujący rozwój poszczególnych postaci. Ta część serialu jest ryzykowna, bo łatwo położyć te wątki na torach sztampy i wtórności. Twórcy jednak wychodzą z tego obronną ręką, nadając serialowi specyficzny urok. Sprawiają, że szybko zaprzyjaźniamy się z tą dysfunkcyjną grupą i interesujemy się ich przeżyciami. Nawet jeśli to trochę ograne motywy niespełnionej miłości, lęku, obsesyjnego podążania za celem czy lęku przed odkrywaniem prawdy o swojej rozbitej rodzinie. To znakomicie się uzupełnia, tworzy unikalną tożsamośćOn My Block. Nie brak jednak wrażenia, że niektóre wątki mogły bardziej wyjść z gatunkowych klisz, a niektóre gagi są wałkowane zbyt często. Na przykład przez cały serial pojawia się bardzo dziwaczna, męcząca dziewczyna, która domniemam miała być śmieszna, a jest nieprawdopodobnie irytująca i jej walory humorystyczne tylko kilka się sprawdzają. Jest to jeden z takich seriali, w którym nie uświadczymy gwiazd czy nawet rozpoznawalnych twarzy (jeden znany aktor latynoski jedynie się przewija, cudnie grając kogoś sprzecznego z stereotypem). Większość głównych bohaterów to debiutanci stawiający pierwsze kroki w swoich karierach. Czasem czuć, że nie wszystko gra w ich kreacjach, bo wychodzi brak obycia przed kamerą. Nadrabiają to jednak charyzmą indywidualną i grupową oraz budowanym urokiem ich przygód. To wszystko ma taki specyficzny klimat, napędzany przez wyraźnie nietypową relację, czasem dziwaczne wydarzenia czy komiczne sytuacje. Ci młodzi aktorzy stają się zaletą On My Block, bo ich brak doświadczenia dobrze wpisuje się w konwencję,  a emocje wynikające z dojrzewania pięknie oddziałują na widza. Zdecydowanie mówimy tutaj o komediodramacie z krwi i kości. Obok luźnych, zwariowanych i bardzo wesołych momentów mamy sceny poważne, dramatyczne i wręcz mroczne. Są sytuacje, w których jest wręcz bajkowo, jak w serialach młodzieżowych, by chwilę potem twórcy potrafili wyrwać opowieść z ram oczekiwań i nadać jej smutnego realizmu. Tak, są tutaj momenty, które mogą wzruszyć, wywołując wielkie emocje. Niebezpieczna rzeczywistość tej historii nie jest tylko wymówką, by pokazać grupę przyjaciół w innym otoczeniu. To ma ważny wpływ na rozwój fabuły i jej emocjonalny wydźwięk. On My Block zapowiadał się na serial z cyklu "nic ciekawego, może obejrzę", a stał się jedną z ciekawszych nowych pozycji 2018 roku. Serial o dojrzewaniu, który jest w stanie pokazać coś w sposób świeży, zabawny i poruszający. Taki, który pozwoli na długo zapaść w pamięć i z niecierpliwością oczekiwać 2. sezonu. Być może nie jest to nic wybitnego, ale mamy 10 odcinków rozrywki na naprawdę dobrym poziomie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj