Operacja Mincemeat to kryptonim tajnej operacji przygotowywanej przez wywiad brytyjski w latach 40. XX wieku, a zatem w samym środku trwającej II wojny światowej. Gdy Hitler dominował w Europie, najtęższe umysły w szeregach aliantów w pocie czoła pracowały nad tym, w jaki sposób przełamać jego przewagę. Komandor porucznik Ewen Montagu (Colin Firth) oraz porucznik Charles Cholmondeley (Matthew Macfadyen) we współpracy z członkami wywiadu wpadają na pomysł, aby wpuścić dowództwo III Rzeszy w maliny, podrzucając im fałszywy trop, czyli zwłoki "brytyjskiego oficera", wyposażone w "ściśle tajne plany aliantów" dotyczące inwazji na Grecję. Choć mało kto wierzył, że taki fortel ma szansę na powodzenie, Niemcy połknęli przynętę i przegrupowali siły, by osłonić zagrożone rejony, znacznie osłabiając swoją pozycję na Sycylii, która od początku była celem aliantów. Opowieść niewiarygodna, trudna do uwierzenia i – co można stwierdzić po nowym filmie – całkiem przyjemna w odbiorze jako pełny metraż. Choć tematyka produkcji jest ściśle związana z II wojną światową, Operacja Mincemeat nie jest typowym kinem wojennym – nie ma tu walk, scen na froncie. Nie ma nawet zbytniego zagłębiania się w tragedię II wojny światowej. Twórcy budują opowieść kameralną, snutą nad stosami dokumentów, pełną konspiracji. Klimat tajemniczości udziela się widzowi od samego początku i rzeczywiście sprawdza się to w tym przypadku całkiem dobrze. Intryga rozpoczyna się stosunkowo szybko, a napięcie utrzymywane jest do samego końca – choć cała operacja zajęła oficerom bardzo dużo czasu (zbudowanie wiarygodnego życiorysu dla wymyślonego szpiega celem zabezpieczenia się na każdy możliwy wypadek demaskacji wymagało kilku miesięcy drobiazgowych przygotowań), film nie dłuży się ani nie nudzi – sceny postępują po sobie dynamicznie, żadna z sekwencji nie jest na siłę rozwlekana. Całość trwa niewiele ponad dwie godziny, co jest optymalne dla tej historii. Wszystkie najważniejsze wątki zostały poruszone, a działania bohaterów wystarczająco umotywowane, by to wszystko nabrało sensu. Twórcy wystrzegają się dziur fabularnych i prowadzą swoją opowieść w sposób przemyślany. Żeby było ciekawiej, Operacja Mincemeat momentami przybiera bardzo zabawne, a nawet groteskowe tony. Choć powaga sprawy na to nie wskazuje, można się tu momentami zaśmiać, ponieważ plan głównych bohaterów jest tak zdumiewający, tak bardzo narażony na niepowodzenie, że celem zmaksymalizowania swoich szans chwytają się oni najbardziej niedorzecznych i komicznych rozwiązań. I tak otrzymujemy sceny sesji zdjęciowej nieboszczyka, negocjacje, próby przekupienia prawdziwej rodziny zmarłego czy wreszcie sam humor słowny i fajną chemię między bohaterami – wszystko to składa się na sympatyczny wydźwięk produkcji, która dzięki takim zabiegom zwyczajnie interesuje i wciąga. Tempo akcji nie jest zbyt szybkie, ale mimo to seans upływa przyjemnie. Film jest w każdym calu poprawny; być może trochę zbyt bezpieczny w swojej formule (nie otrzymujemy tu bowiem żadnych nowatorskich rozwiązań czy zabiegów technicznych, które szczególnie wyróżniałyby tę produkcję w gatunku), ale mimo to ciekawy w odbiorze. Pomijając świetną scenografię i charakteryzację oraz niezawodną grę aktorską gwiazd – takich jak wspomniani już Firth i Macfadyen oraz Johnny Flynn, Jason Isaacs czy Kelly Macdonald – film wypada zadowalająco również z innego prostego powodu. Można dowiedzieć się tu wielu ciekawostek, poszerzających perspektywę na temat II wojny światowej. Operacja przygotowana przez Brytyjczyków to rzecz niesamowita w swojej prostocie – po seansie czuję się wzbogacona o nowe fakty z przeszłości, których jeszcze niedawno nie byłam nawet świadoma. Nie trzeba być miłośnikiem historii, by dać się wciągnąć w tę opowieść. Myślę, że ma szansę spodobać się nawet laikom. Operacja Mincemeat to kawałek dobrego kina, który ogląda się z przyjemnością. Napięcie towarzyszy widzowi od samego początku – utrzymanie go w tym raczej niespiesznym tempie akcji brzmi jak wyzwanie, jednak udało się temu podołać. Trochę szkoda, że technicznie produkcja nie wyróżnia się niczym, jeśli chodzi o gatunek dramatu historycznego. Biorąc pod uwagę osobliwość całej opowieści, myślę, że można było tu nieco zaszaleć z warstwą montażową czy samą pracą kamery, by wszystko to było jeszcze bardziej ekscytujące. Nic takiego nie ma tutaj miejsca. Otrzymujemy typową, podręcznikową, linearnie opowiedzianą historię, w dużej mierze poprowadzoną "zza biurka". Cieszę się, że chociaż postawiono na humor, bo pozytywnie wpływa to na efekt finalny tej produkcji. Dzięki temu zabiegowi całość staje się lżejsza w odbiorze. Za pełną poprawność – choć pole do manewru było tu potencjalnie znacznie większe – ode mnie 7/10. Warto obejrzeć, ponieważ jest to opowieść tak niesłychana, że naprawdę trudno w nią uwierzyć.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj