Odchodzimy od Offred, od Waterfordów, podręcznych i Gileadu. Nie ma już czerwonych sukni, białych czepków ani żadnych ceremonii. Cały odcinek skupia się wyłącznie na postaci Luke’a, dzięki czemu mamy możliwość poznania drugiego, równoległego toru historii, u samego jego początku. A to bardzo dobrze – skoro na horyzoncie wreszcie majaczy wizja spotkania rozdzielonego małżeństwa, dobrze będzie wiedzieć, jaką drogą podążała ta druga połówka. Twórcy serialu wyczuli idealny moment na to, by zaproponować nam coś nowego. Moja uwaga była w stu procentach skupiona na akcji - po pierwsze dlatego, że ten odcinek odbija od schematycznej codzienności Offred, do której zaczęłam się przyzwyczajać. A po drugie – bo jest naprawdę wciągający. Przemarsz Luke’a ulicami zrujnowanego miasta przyprawia momentami o ciarki na plecach. Cała zaprezentowana tu sceneria jest wręcz postapokaliptyczna, co jeszcze bardziej podkreśla zaistniałą rewolucję. Praktycznie nie można tu mówić o jakichkolwiek barwach – kiedy na ekranie były podręczne, nie rzucało się to w oczy aż tak bardzo - przynajmniej ich sukienki pozostawały krwistoczerwone. Tutaj nic takiego nie ma miejsca – szarobure środowisko przytłacza, momentami wręcz dusi i bardzo działa na wyobraźnię. Nowy system wznosi się na gruzach starego i to w znaczeniu dosłownym. Sceny w ruinach wybrzmiewają z podwójną mocą – w uporządkowanym Gileadzie nie było miejsca na podobne krajobrazy i widoki, nic więc dziwnego, że teraz chłoniemy to z taką uwagą i skupieniem. Poprzednie odcinki, choć również bardzo dobre, nie trzymały mnie w podobnym napięciu już od dawna, za co przyznaję epizodowi dodatkowego plusa.
fot. Hulu
Choć cofnęliśmy się w czasie (i to znacznie, powracając tak naprawdę do punktu wyjścia), pojawiają się tu dodatkowe retrospekcje. Wszystko to ma na celu umożliwić widzowi pełny ogląd sytuacji i rzeczywiście działa – za sprawą kilku przywołanych scen wiemy już, co się wydarzyło od momentu opuszczenia Bostonu do momentu wypadku w lesie, od którego serial się rozpoczął. Kolejne puzzle zaczynają układać się w jedną całość i osobiście odczuwam w związku z tym wielką satysfakcję. Poza tym, już sama kompozycja tego konkretnego epizodu także pozostaje bardzo spójna i zamknięta – zdążyliśmy zapoznać się zarówno z przeszłością jak i teraźniejszością bohatera, a także spuentować jego wątek wiadomością od June. Bohaterowie znajdują się teraz w tym samym punkcie czasowym, a kolejny odcinek rozpocznie się od czystej karty. Twórcy mają pełne pole do popisu, a ja już nie mogę się doczekać, co będzie dalej. I - co ważne - nareszcie pojawili się ludzie. Normalni, żywi, autentyczni ludzie, którzy także ukrywają się przed systemem. Nie ma manekinowego środowiska komendantów i ich żon, nie ma usługujących podręcznych, nie ma żadnych przypisanych odgórnie ról i masek. Dopiero w momencie, kiedy uciekinierzy pojawili się na ekranie, zdałam sobie sprawę, jak bardzo czegoś takiego serialowi brakowało. Akcja momentalnie ruszyła do przodu, bo każde ich działania wiązały się z ryzykiem śmierci. Odcinek wzbudza duże emocje, zaskakuje i a nawet sprawia, że można podskoczyć na krześle.
fot. Hulu
Trudno powiedzieć, gdzie znajdziemy się za tydzień. Teraz są już dwie możliwości podążania za historią. Podejrzewam jednak, że wrócimy do June – w końcu to jej opowieść jest docelowo przedstawiana w serialu. Z niecierpliwością czekam na jej spotkanie z mężem – liczę, że teraz, gdy już mają między sobą kontakt przez pośredników, pojawią się intrygi, spiski i pierwsze próby działania wbrew systemowi. Bieżący odcinek ustawił poprzeczkę naprawdę wysoko.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj